19. 03. 2024

Nowe artykuły:
Kierunek: nowa ekonomia.

Kierunek: nowa ekonomia.

W ramach naszego cyklu o nowej, progresywnej ekonomii przedstawiamy wywiad z Manfredem Max-Neefem. Autor ten prezentuje radykalnie alternatywne stanowisko wobec głównego nurtu (a raczej „religii”) ekonomii, tzw. ekonomi neoklasycznej. Jej principiami są: rozwój człowieka oraz wspieranie życia na naszej planecie. Oba są fundamentami ekonomicznych przekonań, których bronimy na naszym portalu. Warto podkreślić, że póki one się nie upowszechnią – trudno mówić o większych zmianach nie tylko w ekonomii, ale w ogóle w obecnym modelu życia i funkcjonowania cywilizacji.

Manfred Max-Neefem – uznany chilijski ekonomista, autor książek, “Outside Looking In: Experiences in Barefoot Economics” („Patrząc z zewnątrz: Doświadczenia z zakresu bosonogiej ekonomii”), „Economics Unmasked” („Zdemaskowana ekonomia”).

AMY GOODMAN:

Czym jest ‘bosonoga ekonomia’ z tytułu pana książki?

MANFRED MAX-NEEF:

Cóż, jest to metafora, która zrodziła się z konkretnego doświadczenia. Przez około 10 lat swojego życia pracowałem na terenach dotkniętych skrajnym ubóstwem w górach Sierra, w dżungli, na obszarach miejskich wielu części Ameryki Łacińskiej. Na początku tego okresu znalazłem się pewnego dnia w indiańskiej wiosce zlokalizowanej w peruwiańskich Sierra. Paskudny był to dzień. Lało bez przerwy. Stałem w slumsie. A na przeciwko mnie stał w błocie inny mężczyzna. Patrzyliśmy na siebie. Był to człowiek niepozornej postury, wychudzony, głodny, bezrobotny, na utrzymaniu pięcioro dzieci, żona i babcia. A ja byłem tym zdolnym ekonomistą z Berkeley, wykładowcą tej uczelni itd. Patrzyliśmy tak na siebie i wówczas zdałem sobie sprawę, że w tych warunkach nie byłem w stanie powiedzieć temu człowiekowi czegokolwiek, co miałoby spójny sens – mój ekonomiczny język, którym operowałem był całkowicie bezużyteczny. Miałem mu powiedzieć, że powinien się cieszyć, bo PKB wzrósł o pięć procent? Wszystko stało się absurdalne.

Odkryłem, że w tym środowisku pozbawiony jestem języka i że musimy opracować nowy język. Takie jest pochodzenie metafory ‘bosonogiej ekonomii’; musi ją praktykować ekonomista, który ośmiela się wykonać krok w błoto. Chodzi o to, że ekonomiści badają i analizują biedę w swoich eleganckich biurach, dysponują wszelkimi statystykami, budują swoje teoretyczne modele i są przeświadczeni, że wiedzą na temat ubóstwa absolutnie wszystko. Ale nie rozumieją biedy. I właśnie to stanowi ogromny problem. I właśnie dlatego bieda wciąż z nami jest. Doświadczenie to całkowicie odmieniło moje życie – jako człowieka i ekonomisty. Wymyśliłem język, który jest spójny z tą sytuacją i warunkami.

Czym jest ten język? Jak w podobnych warunkach stosuje pan ekonomię? W jaki sposób podobne sytuacje wyjaśniają zmiany w ekonomii?

Jest to głębsza kwestia. Nie chodzi o receptę oferowaną przez autorów poradników w pani kraju: ‘Piętnaście lekcji’, ‘Satysfakcja gwarantowana, albo zwracamy pieniądze’. Nie w tym rzecz. Ujmę to tak. Dotarliśmy do punktu w naszej ewolucji, w którym posiadamy sporą wiedzę. Wiemy cholernie dużo. Ale rozumiemy bardzo mało. Nigdy w historii ludzkości nie mieliśmy do czynienia z taką akumulacją wiedzy jak w ciągu ostatnich 100 lat. I proszę na nas spojrzeć. Do czego przydała się ta wiedza? Co z nią zrobiliśmy? Sęk w tym, że sama wiedza nie wystarczy; brakuje nam rozumienia.

Mogę dać pani przykład ilustrujący różnicę pomiędzy wiedzą a rozumieniem. Załóżmy, że przestudiowała pani wszystko, co jest dostępne – z teologicznego, socjologicznego, antropologicznego, biologicznego i nawet biochemicznego punktu widzenia – na temat fenomenu określanego mianem miłości. Rezultat jest taki, że wie pani wszystko o miłości. Lecz prędzej czy później uświadomi pani sobie, że nigdy nie zrozumie miłości, jeśli nie doświadczy jej pani sama. Co to oznacza? Jedynie będąc częścią zjawiska można podjąć próbę jego zrozumienia. Kiedy się zakochujemy, jak brzmią słowa latynoskiej piosenki, jesteśmy czymś więcej niż parą. Kiedy przynależysz – rozumiesz. Kiedy jesteś odseparowany, możesz gromadzić wiedzę. Taka jest funkcja nauki. Nauka podzielona jest na części, a rozumienie ma charakter całościowy, holistyczny.

Podobnie dzieje się z ubóstwem. Zrozumiałem biedę, ponieważ tam byłem. Żyłem z tymi ludźmi. Jadłem z nimi. Spałem. Z czasem dowiadujesz się, że w środowisku tym panuje inny system wartości, obowiązują inne zasady – w porównaniu z tymi, które zostawiłeś za sobą – i że pośród ubóstwa możesz nauczyć się nieopisanej ilości fantastycznych rzeczy. Od ludzi biednych nauczyłem się więcej niż na uniwersytetach. Zaledwie garstka ludzi miewa podobne doświadczenie. Patrzą z zewnątrz, zamiast doświadczyć od środka.

A uczysz się zdumiewających rzeczy. Pierwszą rzeczą, której się dowiadujesz – a o której nie mają pojęcia osoby pracujące na rzecz pokonania biedy – jest to, że panuje tam niebywała kreatywność. Nie możesz być idiotą, jeśli chcesz przetrwać. W każdej minucie musisz myśleć, co dalej? Co mi wiadomo? Jakie rozwiązanie sprawdzi się tutaj? Twoja kreatywność nie ustaje. W dodatku jest powiązana z sieciami współpracy, wzajemnej pomocy i innymi zupełnie niezwykłymi zjawiskami, których nie znajdziesz w dominującym społeczeństwie, które jest indywidualistyczne, chciwe, egoistyczne etc. Tam odnajdujesz jego przeciwieństwo. I czasem niesłychanie szokujące jest to, że spotykasz w ubóstwie ludzi znacznie bardziej szczęśliwych od tych, którzy egzystują w twoim środowisku, co oznacza, że bieda nie jest wyłącznie kwestią pieniędzy. To znacznie bardziej złożone zagadnienie.

Co pana zdaniem musimy zmienić?

Prawie wszystko. Jesteśmy po prostu dramatycznie głupi. Systematycznie postępujemy wbrew dowodom, jakie posiadamy. Wiemy wszystko, czego nie powinno się robić. Nie ma nikogo, kto by tego nie wiedział. Zwłaszcza ważni politycy mają świadomość tego, co nie powinno być robione. Mimo to robią to dalej. Po tym co zaszło w październiku 2008 roku pomyślałbyś, że teraz dokonają zmian. Widzą, że obecny model nie sprawdza się. Ten model jest toksyczny. Dramatycznie toksyczny. I jaki jest skutek? Co wydarzyło się podczas ostatniego spotkania Unii Europejskiej? Są większymi fundamentalistami niż wcześniej. Zatem jedyną rzeczą, której możemy być pewni jest to, że nadchodzi kolejny kryzys i będzie dwukrotnie poważniejszy od ostatniego. Tym razem pieniędzy na jego zażegnanie już nie wystarczy. Będzie po wszystkim. Jest to konsekwencja systematycznej ludzkiej głupoty.

Co powinno się zdarzyć, abyśmy uniknęli następnej katastrofy?

Po pierwsze, potrzebujemy ekonomistów wszechstronnie wykształconych, mających świadomość skąd się wywodzą, jak powstały i skąd pochodzą pewne idee itd. Po drugie, ekonomia powinna postrzegać siebie jako podsystem większego systemu, który jest skończony – biosfery, dlatego nieustający gospodarczy wzrost jest niemożliwością. Po trzecie, ma to być system, który rozumie, że nie może funkcjonować bez ekosystemów. A ekonomiści nie mają bladego pojęcia o ekosystemach. Nie wiedzą nic na temat termodynamiki, bioróżnorodności, czegokolwiek. Są w tej materii absolutnymi ignorantami. Chyba nie zaszkodziłoby, żeby ekonomista wiedział, że gdyby zniknęły pszczoły, on także by zniknął, ponieważ zabrakłoby żywności. Ale nie wie o tym, że jesteśmy całkowicie uzależnieni od przyrody. W oczach naszych ekonomistów przyroda jest podsystemem gospodarki. Kompletny kretynizm.

Co więcej, należy zbliżyć konsumpcję do miejsca produkcji. Mieszkam na południu Chile. To fantastyczny obszar pod względem wytwarzania produktów mlecznych i spożywczych w ogóle. Najwyższa półka pod względem technologicznym. Kilka miesięcy temu zjadłem śniadanie w jednym z tutejszych hoteli. Były tam takie małe masełka. Wziąłem jedno z nich, patrzę – wyprodukowane w Nowej Zelandii. Czy to nie szaleństwo? Dlaczego? Ponieważ ekonomiści nie potrafią tak naprawdę skalkulować kosztów. Dostarczanie masła na odległość 20.000 kilometrów do miejsca, gdzie produkowane jest masło najwyższej klasy – w oparciu o argument, że było tańsze – to kolosalna głupota, ponieważ nie bierze się pod uwagę konsekwencji, jakie niesie ze sobą 20.000 kilometrów transportu. Jaki wpływ na środowisko ma taki kurs? Poza tym jest taniej ze względu na subwencje. Ewidentny przykład, że ceny nigdy nie mówią prawdy. To triki. Wyrządzają gigantyczne szkody. Jeżeli sprowadzisz konsumpcję bliżej produkcji, będziesz odżywiał się lepiej, będziesz spożywał produkty wyższej jakości. Będziesz wiedział z jakiego źródła pochodzi jedzenie. Możliwe, że będziesz znał osobę, która je produkuje. W ten sposób uczłowieczysz proces. To, co praktykują obecnie ekonomiści jest całkowitą dehumanizacją.

Czy uważa pan, że planeta narzuci nam inny sposób myślenia, że koniec jest coraz bliżej?

O tak. Niektórzy badacze uważają, że stan w którym się znajdujemy jest krytyczny: jesteśmy skończeni. Za kilka dekad nastąpi całkowita redukcja populacji. Chcę wierzyć, że jeszcze tego punktu nie osiągnęliśmy. Ale nie mam wątpliwości, że jesteśmy bardzo blisko. Przekroczyliśmy jedną z trzech rzek. Wystarczy się rozejrzeć – liczba katastrof wzrasta dramatycznie na całym globie. To naprawdę przerażające. Tymczasem my postępujemy tak jak dotychczas.

Jaka lekcja z życia w biednych społecznościach pozwala panu zachować jeszcze nadzieję?

O jedności ludzi. Szacunku wobec innych. Wzajemnej pomocy. Braku chciwości. Taka cecha jest w ubóstwie nieobecna. A bylibyśmy skłonni przypuszczać, że powinna być bardziej powszechna właśnie tam niż gdziekolwiek indziej – że ludzie, którzy mają niewiele powinni być chciwi. Nie, wręcz przeciwnie. Im więcej masz, tym bardziej chciwym się stajesz. I wszystkie nasze kryzysy są produktem chciwości. Chciwość jest dominującą cechą w dzisiejszym świecie. Jeżeli taką pozostanie – jest już po nas.

Ucząc młodych ekonomistów, jakie zasady starałby się pan im zaszczepić?

Zasady ekonomii, które powinny obowiązywać opierają się na pięciu postulatach i jednej zasadzie odwołującej się do wartości podstawowej.

1. Gospodarka powinna służyć ludziom, a nie ludzie gospodarce.

2. Rozwój dotyczy ludzi, nie przedmiotów.

3. Wzrost nie jest tym samym, co rozwój, a rozwój niekoniecznie wymaga wzrostu.

4. Żadna gospodarka nie jest możliwa bez obecności ekosystemów.

5. Gospodarka jest podsystemem większego, skończonego systemu, biosfery, dlatego nieustanny wzrost jest niemożliwy.

A podstawową wartością nowej gospodarki powinno być to, że żaden gospodarczy interes nie może pod żadnym względem stać wyżej od szacunku do życia.

Proszę to rozwinąć.

Nic nie może być ważniejsze od życia. Kiedy mówię ‘życie’ nie mam na myśli wyłącznie ludzi, ponieważ ważne jest życie we wszystkich swoich przejawach. Jednakże wszędzie tam, gdzie jest gospodarczy interes o życiu się zapomina, nie tylko innych żyjących istotach, lecz nawet o przedstawicielach własnego gatunku. Jeżeli przeanalizuje pani tę listę, punkt po punkcie, to okaże się, że to, z czym mamy do czynienia dzisiaj jest jej dokładnym przeciwieństwem.

Proszę rozwinąć punkt trzeci: wzrost i rozwój.

Wzrost jest ilościową akumulacją. Rozwój jest uwolnieniem możliwości twórczych. Każdy żyjący system przyrody wzrasta do pewnego punktu i zaprzestaje dalszego wzrostu. Pani już nie rośnie, ja także. Ale wciąż rozwijamy się. Inaczej nie prowadzilibyśmy teraz tego dialogu. Zatem rozwój nie ma ograniczeń. Wzrost ma ograniczenia. I jest to zasadnicza kwestia, której ekonomiści i politycy nie rozumieją. Mają obsesję na punkcie fetyszu gospodarczego wzrostu.

Pracuję już od kilku dekad. Przeprowadzono wiele badań. Jestem autorem hipotezy progowej, która mówi, że w każdym społeczeństwie istnieje okres, w którym gospodarczy wzrost, rozumiany w sposób konwencjonalny lub nie, przynosi poprawę jakości życia. Ale tylko do pewnego punktu progowego, poza którym dalszy wzrost powoduje spadek jakości życia. W tej sytuacji aktualnie się znajdujemy.

Pani kraj, Ameryka, jest tego najbardziej dramatycznym przykładem. W swojej książce, która zostanie opublikowana w przyszłym miesiącu w Wielkiej Brytanii pod tytułem “Zdemaskowana ekonomia”, umieściłem rozdział “Stany Zjednoczone, państwo zwijające się”, co stanowi nową kategorię. Mamy państwa ‘wysoko rozwinięte’, ‘nierozwinięte’, ‘rozwijające się’. Teraz mamy ‘zwijające się’. Pani kraj jest tego przykładem: jeden procent Amerykanów miewa się coraz lepiej i lepiej, a pozostałe 99% idzie na dno, co przejawia się na wiele sposobów. Ludzie mieszkają w swoich samochodach zaparkowanych przed domami, które kiedyś do nich należały. Tysiące ludzi. Miliony straciły dosłownie wszystko. A spekulanci, którzy zafundowali ten kipisz miewają się fantastycznie. Nie ma problemu.

Jak pan zmieniłby tę sytuację?

Nie wiem, jak to zrobić. Zmieni się sama w katastrofalny sposób. Nie widzę powodu, dla którego miliony ludzi miałyby nagle nie wyjść na ulice i zacząć wszystko demolować. To może się wydarzyć. Sytuacja jest absolutnie dramatyczna. Absolutnie dramatyczna. I ma to rzekomo być najpotężniejszy kraj na świecie. Nawet w tych warunkach kontynuuje swoje idiotyczne wojny wydając kolejne biliony. 13 bilionów zainkasowali spekulanci. Gdzie w tym logika?

Tłumaczenie: exignorant

Tytuł pochodzi od redakcji Progga. 

Źródło: Blog exignoranta. Przedruk za zgodą autora

Podziel się opinią:
Pin Share

Comments

comments

Related posts

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *