W Polsce, gdzie poziom recyklingu zamiast rosnąć stale maleje (obecnie jest tak niski, że stał się tematem wstydliwym, a założony poziom 50% w 2014 budzi przerażenie wśród władz), wyniki niektórych miast na świecie – ponad 70% – mogą tylko szokować. Jak to osiągnięto? Systemowymi rozwiązaniami poradzono sobie z papierem, szkłem, plastikiem, elekto-śmieciami… Teraz pora na odpadki organiczne i wytwarzany z nich miejski kompost.
Oczywiście – nie wszystko się do recyklingu nadaje, ale najciekawszym jest fakt, że to, co nadaje się najbardziej, jest przetwarzane najrzadziej – a mianowicie: odpady organiczne: skórki od banana, przypalony ryż, nadgniłe liście sałaty, “szczurki” po herbacie, resztki z obiadu… Zdarza się, że osoby posiadające ogród, mają w jego najbardziej oddalonym kącie – kompostowniki, ale co mają zrobić eko-świadomi mieszkańcy blokowisk?
W wielu miastach na świecie próbuje się systemowo rozwiązać ten problem. W Nowym Jorku od 1993 roku jest realizowany NYC Compost Project, w ramach którego prowadzi się ‘kompostową’ edukację mieszkańców, miasto współdziała w tym temacie z organizacjami pozarządowymi oraz lokalnymi przedsiębiorstwami. Na stronie NYC WasteLess poświęconej projektom dotyczącym recyklingu można w specjalnym kalendarzu wyszukać eventy, warsztaty poświęcone tematyce odpadów organicznych. Podczas takich spotkań – mieszkańcy Nowego Jorku uczą się, czym jest kompost, jakie są z niego korzyści, jak można go samemu wytwarzać w mieszkaniu (in-door) czy na zewnątrz (out-door). Dowiadują się, jak wykonać własny kompostownik, czy co zrobić z finalnym produktem – kompostem. Wreszcie – jakie odpady nadają się do kompostownika, a które niestety trzeba wyrzucić do śmieci. Na takich warsztatach można też kupić nowych zaradnych przyjaciół – dżdżownice – i nauczyć się o nie dbać, otrzymać materiały informacyjne. Nowojorczycy nieskorzy do samodzielnego kompostowania dowiadują się – gdzie w mieście, na osiedlu – znajdują się miejskie kompostowniki czy kompostownie.
Jedna dorosła osoba mieszkająca w mieście może wytworzyć około 15 kilogramów kompostu w 4 miesiące. Duże miasta produkują kilkaset ton kompostu dziennie. Taki miejski kompost jest wykorzystywany jako składnik podłoża dla kwiatów rabatowych i doniczkowych, a także jako nawóz organiczny w miejskich parkach i ogrodach. Miasto ma wiele korzyści z produkcji kompostu: począwszy od aktywizacji mieszkańców, poprzez oszczędności na wywózce śmieci (aż 60% odpadów komunalnych nadaje się do kompostowania), powstają też dodatkowe miejsca pracy, nie mówiąc już o darmowym nawozie dla zieleni miejskiej oraz dochodach z komercyjnej sprzedaży naturalnego nawozu.
Miasta we Francji czy Wielkiej Brytanii – są coraz częściej wyposażone w sieć osiedlowych kompostowników. Obok pojemników do recyklingu stoją mini-kompostownie. Wszyscy moglibyśmy skorzystać na upowszechnieniu się takich sieci. Oprócz realnych oszczędności wynikających ze zmniejszonej ilości wywożonych śmieci, produkcja kompostu ogranicza również wytwarzanie gazów cieplarnianych. Normalnie, gdy odpadki organiczne trafiają na wysypisko śmieci, rozkładają się beztlenowo, produkując tym samym szkodliwe dla środowiska gazy. Ponadto, ciecz z psujących się odpadków (zw. odciekami składowiskowymi) pochłania trujące związki metali ciężkich z innych odpadów i powoduje skażenie gleby i wód gruntowych. Kompostowanie – pozwala uniknąć tego typu problemów.
Co jeszcze prócz edukacji, informowania, prowadzenia warsztatów – można by zrobić na poziomie systemu? W Lancashire od 2001 zainteresowanym mieszkańcom rozdawane są bezpłatne kompostowniki. (Choć może niewielka kwota za taki zestaw – psychologicznie bardziej dopingowałaby do korzystania z niego.) Wraz z kompostownikiem – otrzymują w pakiecie kwartalnik o kompostowaniu oraz dostęp do infolinii, gdzie porad udziela specjalista w tej dziedzinie. Nietrudno wyobrazić sobie, że podobne rozwiązanie mogłoby świetnie działać w dzielnicach miast, w których dominują domki jednorodzinne.
W San Francisco kompostowanie i recykling są obligatoryjne. Kilka lat temu władze miasta stwierdziły, że 72-procentowy (!) poziom recyklingu był niesatysfakcjonujący. Obecnie odpadki organiczne przetwarza się na kompost, który w 90% sprzedawany jest farmerom i właścicielom winnic w Zatoce. San Francisco chce do 2020 roku osiągnąć 100-procentowy poziom recyklingu – przetwarzać wszystko, praktycznie zlikwidować wysypiska. Polityka zero-waste przyświeca także programom promującym kompostowanie. Mieszkańcy San Francisco chętnie biorą udział w programie, szczycą się nim. Jednak system zachęt zawiera zarówno te „miękkie”, jak i te „twardsze” – dla bardziej opornych. Po okresie przejściowym miasto ma pobierać opłaty karne od 100$ do 1000$ za nieprzestrzeganie zasad segregowania śmieci.
Tymczasem w Japonii słowem wytrychem jest bokashi. Kiedy w tradycyjnym kompostowaniu następuje rozkład biologiczny przy udziale tlenu. W bokashi – stosuje się fermentację – a więc ten sam proces, który zachodzi przy kiszeniu ogórków. Skraca to okres kompostowania z kilku miesięcy do kilku tygodni. Gotowy kompost jest odbierany przez specjalne służby i wykorzystywany w ogródkach, do zieleni miejskiej. Baza kompostowa – tzw. mix do bokashi – oraz specjalny szczelny pojemnik są zapewniane przez miasto.
Last but not least, w wielu miastach służby zieleni miejskiej stosują tzw. grasscycling. Jest to specjalny sposób strzyżenia trawników, który pozostawia obciętą trawę na powierzchni trawników, by w ciągu 2 tygodni dotarła do gleby i użyźniła ją. Grasscycling narodził się w Stanach w efekcie uświadomienia sobie, że połowa letnich odpadów z gospodarstw domowych lądujących na wysypiskach śmieci, to skoszona trawa. Tradycyjne strzyżenie trawników to również ogromne zużycie plastikowych worków, do których pakowana jest trawa. Grasscycling ma jednak swoje wymagania – po pierwsze: potrzeba kosiarki z programem grasscycling, po drugie – można podcinać jedynie suchą i stosunkowo krótką trawę.
W poniedzialkowym (2012.08.13) warszawskim wydaniu Gazety Wyborczej ciekawy artykul artykul autorstwa Magdaleny Dubrowskiej pt. Ogródkowa pasjonatka: szuka kompostu na bazarkach.
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,12297658,Ogrodkowa_pasjonatka__szuka_kompostu_na_bazarkach.html
*
Amerykanka Jodie Baltazar od kilku lat mieszka w Polsce. Hoduje warzywa pomiedzy blokami, sama wytwarza kompost. Ciekawe ilu potrzeba nam takich Jodie Baltazar by zmienic polska mentalnosc…
*
Kilka cytatow:
„Chciałaby co sobotę ustawiać na targowisku swój pojemnik i odbierać warzywne „śmieci”, czyli to, co się nie sprzeda. Co godzinę zieleniak produkuje 120 litrów takich odpadków. Na razie Jodie testuje swój pomysł – musi poprosić w administracji o pozwolenie na zabieranie śmieci. – Trochę się boję, bo z doświadczenia wiem, że w Polsce słowo „pozwolenie” to często synonim słowa „nie” – martwi się.”
*
„W Stanach są miejsca, gdzie stoją wielkie góry kompostu i każdy może brać. W Warszawie miałam ogromne trudności z jego zdobyciem. W sklepach jest tzw. ziemia uniwersalna, bardzo droga.”
*
„Zaczęła więc sama robić kompost. Zbudowała pojemniki na odpady, przykrywa ich warstwy słomą, a po roku ma pełno żyznej gleby. Zaczęła też w mieście zbierać odpadki. Do kompostowania nadają się np. resztki jedzenia, papier, tektura, gałęzie, fusy. – Na początku sporo „śmieci” odbierałam ze squatu Syrena w Śródmieściu, bo oni mają zawsze dużo warzyw – opowiada Jodie. – Prosiłam w salonach fryzjerskich o oddawanie obciętych włosów – nie ma mowy! Pytałam w kawiarniach, czy mogą wyrzucać fusy do osobnego pojemnika – za dużo roboty. Tylko jedna się zgodziła”.
A i jeszcze – link do PIXXIE: http://pixxe.org/