19. 03. 2024

Nowe artykuły:
Lasy na przedszkola?

Lasy na przedszkola?

Wyobraźmy sobie Daleką Północ, gdzie zimą dni są krótkie, panuje półmrok, temperatura spada do -10C, wieje silny wiatr. Psa żal wygonić na dwór. A jednak są rodzice, którzy i w takich warunkach wysyłają dzieci do przedszkoli pod gołym niebem. Szaleni? W Norwegii do przedszkoli typu outdoor uczęszcza co dziesiąty maluch w wieku od 3 do 6 lat.

N ]ajpiękniejsze wspomnienia z mojego dzieciństwa w czasach głębokiej komuny – to wakacyjne wyjazdy pod namioty, kiedy my-dzieci zostawialiśmy dorosłych z ich problemami przy namiotach, a sami całe dnie spędzałyśmy w lasach. Uwielbialiśmy to, nigdy się nie nudziliśmy. Tworzyliśmy skryta, szałasy, pletliśmy warkocze z trawy, układaliśmy dywany z mchu, wspinaliśmy się na drzewa, żywiliśmy mrówkolwy mrówkami, a zdechłe ryby wkładaliśmy do mrowiska obserwując jak w okamgnieniu oczyszczane są ich szkielety. Cali odrapani, brudni, ale szczęśliwi, pojawialiśmy się w okolicach namiotów jedynie w czasie posiłków… Moje głębokie odczuwanie przyrody narodziło się, jak sądzę,  właśnie wtedy –  i zostało ze mną do dziś.

Kiedy więc, czytając książkę Carla Honore ‘Pod presją’, natknęłam się na koncepcję ‘leśnego przedszkola’/ ‘przedszkola na świeżym powietrzu’, zachwyciłam się – czy mogło być inaczej? Ale zacznijmy od początku…

Przedszkola na świeżym powietrzu

Leśne przedszkola – to przedszkola, w których drzewa stanowią ściany, niebo sufit, a gałęzie, kamyczki, listki, kałuże są zabawkami. Dzieci w wieku od 3 do 6 lat pod opieką wychowawców spędzają w lasie praktycznie całe dnie, niezależnie od pogody czy temperatury. Budynek jest w zasadzie potrzebny jedynie, by móc się w nim skryć w ekstremalną pogodę (jaką oczywiście nie jest ani deszcz, ani zwykła temperatura poniżej zera) oraz do celów administracyjnych – by przedszkole miało jakiś adres, miejsce na dokumentacje, etc. Oczywiście przestrzenią przedszkola nie musi to być las – równie dobrze nadają się łąki, wrzosowiska…

Najlepiej takie przedszkola sprawdzają się w zewnętrznych dzielnicach miast, położonych przy lasach. W centrach dużych miast – jest po prostu trudniej – choć to nie znaczy, że takie przedszkola nie istnieją, np. w Londynie – mają one na celu zapoznać z przyrodą miejskie dzieci, które praktycznie nie mają z nią żadnego kontaktu.

Dzieci są oczywiście stosownie ubrane, na cebulkę, w zimę bardzo ciepło, mają płaszcze przeciwdeszczowe, kaloszki… ubrania na zmianę… Wychodzi się z założenia, że nie ma czegoś takiego jak zła pogoda, są tylko nieodpowiednie ubrania.

Zwykle grupy leśniaków liczą 15-20 maluchów plus 2 osoby do opieki… Kiedy jest szczególnie zimno, rozpalane są ogniska, by dzieci mogły się zagrzać.

Skandynawskie początki

Wszystko zaczęło się w Skandynawii w latach 1950-tych, powstały tam pierwsze leśne przedszkola. Stopniowo idea upowszechniła się także w Wielkiej Brytanii, w Niemczech, w Szwajcarii, Stanach Zjednoczonych, a także w Czechach.

Obecnie jednym z najbardziej znanych przedszkoli na świeżym powietrzu jest

Celem przedszkoli na świeżym powietrzu jest stworzenie dzieciom możliwości nauki i eksplorowania poprzez zabawę. Rozbudzenie w nich świadomości przyrody, zmieniających się pór roku, a także zbudowanie trwałej więzi pomiędzy nimi a środowiskiem. Dzieci poznają świat wszystkimi zmysłami, nie dostrzegają już przyrody jako przeszkody, ale staje się ona częścią ich świata. Dowiadują się np, co to znaczy 'trujący’, które rośliny takie są i świadomie ich unikają. Zachęca się maluchy do swobodnej, samodzielnej zabawy, do pomagania sobie nawzajem, do refleksji nad pięknem roślin, kształtem owadów, odgłosami ptaków. Dzieci budują szałasy, bawią się w teatr, liczą przedmioty, szukają matematycznych kształtów, rysują, opowiadają sobie historie, śpiewają, bawią się w chowanego, turlają się po ziemi, robią sobie zabawki…W lesie jedzą lunch i odpoczywają…

Ideą przyświecającą wielu leśnym przedszkolom jest 'zamiast eliminować ryzyko z życia dzieci (co przecież nigdy nie będzie możliwe), nauczyć je sobie z nim radzić’. Dzieci pod nadzorem uczą się używać młotków, noży, nożyczek, rozpalać ognisko. Opiekują się zwierzątkami (ach – te zarazki), biegają po nierównym terenie. Pozwala im się poznać własne ograniczenia i odrobinę je poszerzyć.

Maluchy mają lepszą koordynację ruchową – nie chodzą przecież do idealnie równych posadzkach, lepiej orientują się w obcym terenie, są niezwykle niezależne i zaradne. Zyskują dużą pewność siebie, sprawność fizyczną, czują się odpowiedzialne za siebie i za innych. Kształtują swoja wyobraźnię, są zdrowsze i odporniejsze na choroby… Co niezwykle ciekawe – nie maja problemów ze skupieniem uwagi, z nadmierną ruchliwością…

Terapia dla rodziców

Leśne przedszkola są też bardzo terapeutyczne dla samych rodziców, często w dzisiejszych czasach ogarniętych strachem – przed zarazkami, przed bakteriami, przed chorobami, przed pedofilami (tzw. stranger danger)… „Tego nie dotykaj, tego nie rób, tam nie idź, jeszcze coś ci się stanie, czy nie jest ci za chłodno, czy nie za ciepło”… Cóż, pozostawiając dzieci w lesie na całe dnie – wszystkie te „strachy” trzeba umieć w sobie wyciszyć, by nie zwariować… Leśne przedszkola są więc antidotum na tzw. ‘rodzicielstwo helikopterowe’ (helicopter parents), a więc śledzenie ze strachem i troską każdego kroku dziecka, stałe krążenie nad jego głową.

Slow parenting

Zainteresowanie przedszkolami na świeżym powietrzu wpisuje się w ruch slow parenting – będący odnogą slow movement – którego uczestnicy świadomie wyłamują się z wyścigu szczurów, z ciągłego gonienia z miejsca na miejsce, z roli szofera narzuconej dzisiejszym rodzicom wożącym dzieci z zajęć na zajęcia, z obsesji strachu: co też może się dzieciom stać teraz i w dalszej przyszłości. Rodzice coraz częściej nie chcą już planować dzieciom całego dnia minuta po minucie, nie chcą biegać za nimi ze środkiem odkażającym, mówią 'nie’ mediom karmiącym ich lękiem przed wszystkim wokoło.

A dzieci pozostawione same sobie (przy dyskretnej mądrej opiece wychowawców) kwitną i są po prostu szczęśliwsze…

Przedszkola outdoor pozwalają zrewidować myślenie o tym, co jest tak naprawdę ważne dla małych dzieci.  Czy nadmiernie je chroniąc i chuchając na nie – na pewno pomagamy im w rozwoju? Czy wiemy do czego są w rzeczywistości zdolne i pozwalamy im rozwinąć skrzydła? Czy obsypując je gotowymi plastikowymi zabawkami, nie usypiamy ich wyobraźni? Czy usuwając zarazki spod ich stóp, z ich rączek – nie tworzymy kolejnych alergików? Czy nie obdarzając ich odrobiną zaufania – nie dajemy im lekcji, by w życiu kierować się przede wszystkim strachem?

Podziel się opinią:
Pin Share

Comments

comments

About The Author

mm

Joanna Gołębiewska - proggtywistka społeczna głęboko zainteresowana sprawami zrównoważonego rozwoju, demokratycznej edukacji oraz harmonijnego, ekologicznego życia rozwijającego ludzki potencjał. Redaktorka magazynu "Progg Mag" oraz portalu progg.eu. Ukończyła studia na warszawskiej Szkole Głównej Handlowej, część swojej edukacji odbywając również w Bratysławie i Bergen, obecnie mieszka, pracuje i działa we Wrocławiu. W wolnym czasie poświęca się nauce języków, książkom, podróżom szczególnie w góry, czasem nawet na rowerze. Napisz do mnie

Related posts

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *