Artykuł[1] ocenia sprawę tzw. „1050 rocznicy chrztu Mieszka I” z progresywnej perspektywy…
Jaką ideę naprawdę Mieszko przyjął? Czy związał on swoje państwo, swój lud (Polan, czyli proto-Polaków) z:
- chrześcijaństwem, jakie znamy ze świętych ksiąg tej religii i pierwszych wieków jej funkcjonowania (sprzed soboru nicejskiego w 325 r)?
- katolicyzmem z epoki (wczesnego) średniowiecza[2]?
Rozróżnienie to ma – moim zdaniem – fundamentalne znaczenie, bowiem obie tradycje mają całkowicie różny sens i dają różne efekty. Istotę pierwszej trzeba, najogólniej, wiązać z dążeniem do emancypacji osobistej i finansowej: biedoty, niewolników, kobiet i w ogóle klas niższych[3]. Pierwotny Kościół chrześcijański głosił bowiem równość godności wszystkich ludzi, zakaz niewolnictwa, dostęp do kościoła i boga – dla wszystkich (bez żadnych warunków wstępnych), zasadniczą wolność działania – reguły te sprawiły, że ta jedna z setek małych sekt żydowskich tak szybko się rozwinęła i wygrała konkurencję z innymi.
2. Natomiast druga tradycja, związana z instytucjonalnym KK, zawłaszczyła to pierwotne pozytywne przesłanie i zastąpiła je w praktyce (przy zachowaniu retoryki biblijnej) koncepcją religii władzy. Co jest jej istotą? W centrum katolicyzmu (w odróżnieniu od pierwotnego chrześcijaństwa) stoi przesłanie o grzeszności człowieka i wszystkich jego „dzieł”, tzn. całej sfery życia codziennego (profanum). Niby Jezus odkupił nas na krzyżu, ale jednak nie oznacza to, że automatycznie i bezwarunkowo jesteśmy zbawieni. Mimo słownych deklaracji, oprócz łaski bożej, liczą się jednak uczynki (w sensie: zasługi dla kościoła). A ten trzeba pojmować jako „ciało Chrystusa”, sam Chrystus jest jego głową, kapłani jego ważnymi członkami, a lud bardziej poślednimi. Członki wyższe (kapłani) kierują niższymi, bo są bardziej doskonałe od, pełnych grzechu i słabości, zwykłych ludzi (laikat). Jest to więc z konieczności struktura hierarchiczna. Nie można uzyskać zbawienia, jak tylko przez przynależność do tego kościoła, a przepustką do tego jest akceptacja zwierzchnictwa kościoła. Jasno o tym mówi reguła z katechizmu KK:
„Do społeczności Kościoła wcieleni są w pełni ci, co mając Ducha Chrystusowego w całości przyjmują przepisy Kościoła i wszystkie ustanowione w nim środki zbawienia i w jego widzialnym organizmie pozostają w łączności z Chrystusem rządzącym Kościołem przez papieża i biskupów, w łączności mianowicie polegającej na więzach wyznania wiary, sakramentów i zwierzchnictwa kościelnego oraz wspólnoty”
Innymi słowy, KK zamiast głosić przesłanie miłości, godności człowieka, wolności, co robili piersi chrześcijanie, zaczął w praktyce działać w myśl przekonania o grzesznej ludzkiej naturze, której trzeba narzucić „Ducha Chrystusowego”, co oznacza pełne i bezwarunkowe podporządkowanie się kościołowi, czyli w ostatecznym rozrachunku – rządzącej nim hierarchii kapłańskiej[4].
3. A zatem, mówiąc o „chrzcie Mieszka” możemy mieć na myśli dwa (zasadniczo różne) konteksty religijno – społeczne:
- pierwotnie chrześcijański – oparty na nieco anarchicznym przesłaniu emancypacyjnym, skierowanym do uciśnionych wszystkich typów (etap przed zdobyciem władzy)
- katolicki – oparty na pragmatyce operującej dogmatem o skażeniu człowieka grzechem, co można odkupić tylko za cenę podporządkowania się KK, który posiada klucze do krainy zbawienia. Bycie człowiekiem religijnym oznacza tu w praktyce wkupywanie się w łaski KK, od woli bowiem kapłanów zależy czy człowiek będzie zbawiony, czy potępiony, ba! W średniowiecznej Europie oznaczało to – czy będzie przynależał do oficjalnego świata ludzi znaczących, czy będzie uznany za heretyka, dziwaka, człowieka wyrzuconego poza nawias społeczny.
4. Musimy pamiętać, że Mieszko podjął swoją decyzję w sytuacji, w której KK zdołał już praktycznie podporządkować sobie wszystkie aspekty życia, tak pojedynczych ludzi, jak i całych społeczeństw. Wynikło to z zasady pośrednictwa w dostępie do boga –
Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.” (Mat.18:18)
Kapłani przyznali sobie faktyczny monopol na reprezentowanie boga, a nawet wpływ na jego decyzje. Więcej, ludzkie sprawy mają prawo się toczyć tylko jak kościół nada im swoją („boską”) sankcję. Dlatego król stawał się królem, gdy dostał koronę od arcybiskupa \ papieża, potem on udzielał praw i majątków swoim wasalom, a ci kolejnym. W pewnym sensie, cały świat widzialny stawał się przedłużeniem „ciała Chrystusa” – kościoła. I faktycznie, stopniowo KK cały ludzki świat włączył do swojego dominium. Narzucił mu swoją interpretację: od obyczajowości i wskazań co do diety, po modę i styl estetyczny (gotyk) itp. Itd.
5. Przejdźmy teraz do Mieszka. W moim przekonaniu, zdał on sobie sprawę z potęgi KK. Zrozumiał, że jest on centralną siłą spajającą nowy świat, który kształtuje się poza naszymi ziemiami[5]. I nie można już dłużej jej się opierać[6]. Pojął, że stanęliśmy przed alternatywą: albo wpiszemy się w uniwersum cywilizacyjne, które instytucja ta przez poprzednie 600 lat stworzyła, albo zginiemy. Inaczej mówiąc, Mieszko (+ jego otoczenia) musiał dojść do wniosku, że Polanie znaleźli się na peryferiach świata, któremu reguły społeczne i polityczne już znacznie wcześniej narzucił KK. A także, że jego lud nie ma wystarczająco dużo siły, aby się mu nadal przeciwstawiać, tzn. z konieczności musi przystąpić do tego świata, pod groźbą unicestwienia. Nie był to więc wybór pozytywny, a raczej negatywny.
6. Pytając zatem: jaką religię (a właściwie koncepcję religijno – społeczną) przyjął Mieszko, musimy odpowiedzieć, że nie tą związaną z przesłaniem pierwszych chrześcijan. Ale –
Mieszko przyjął (nie tyle religię, ile) uniwersum kulturowo – cywilizacyjne narzucane Europie przez KK. A był on już w jego czasach głównym rozgrywającym; był organizacją, kierowaną przez hierarchię polityczną („książęta kościoła”), której głównym celem stało się podporządkowywanie sobie danej społeczności i przejmowanie jej zasobów, pod przykrywką szerzenia religijnego przesłania.
Powinniśmy zatem zmienić perspektywę w świętowaniu chrztu Mieszka. Nie jest to 1050 rocznica wyboru nowej drogi, ale raczej rocznica poddania się dyktatowi instytucji, która włączyła ziemie Polan do swego dominium i od tego czasu żywi się naszymi zasobami, narzucając nam swoje (twarde) reguły gry.
7. Co ciekawe, jak wynika z ostatnich badań, wydaje się, że sam Mieszko niezbyt gorliwie rozszerzał wpływ KK na całe społeczeństwo[7]. Prawdziwym twórcą katolicyzmu w Polsce był jego syn, Bolesław Chrobry. A wprowadzał on na siłę nową wiarę, bo chciał się przypodobać cesarzowi i papieżowi, aby w końcu uzyskać zgodę na koronację (co mu się udało po 30 latach zabiegów, w 1025 roku).
Powtórzmy więc jeszcze raz: katolicyzm w Polsce nie został przyjęty w wyniku dojrzewania (zmian) wewnątrz społeczeństwa, ale został nam narzucony poprzez naciski geopolityczne, a następnie ugruntowany w wyniku ambicji naszych władców, którzy chcieli wstąpić do nowego, bardziej cywilizowanego (jak sądzili) klubu międzynarodowego – katolickiej Europy.
8. W tym miejscy pozwolę sobie na dygresję. Dziwi fakt, że nasi narodowcy tak usilnie bronią wyboru tej drogi. Wszak katolicyzm jest u nas obcym ciałem. Ideologią władzy – narzuconą nam z zewnątrz, ze (znienawidzonego przez nich) Zachodu. A do tego jej narzucenie oznaczało faktyczną eksterminację naszej rodzimej, słowiańskiej tożsamości. Przymierze z katolicyzmem oznacza zatem przymierze z okupantem. Dziwne to.
9. Ale jeszcze większe zdumienie budzi fakt, że tak jest nadal. Przez ponad tysiąc lat nie udało się nam (społeczeństwu polskiemu) ucywilizować tej instytucji, tj. narzucić jej systemowych reguł, które sprawiłyby, że przestanie ona pełnić funkcje polityczne, a zacznie naprawdę głosić i realizować pozytywne przesłanie religijne (chociażby związane z pierwotnym chrześcijaństwem). Tymczasem robi ona wciąż to, co zawsze – dąży przede wszystkim do opanowywania centrów władzy i w sojuszu z niż pacyfikuje wszelkie rozwiązania, które nie służą jej interesom. Oznacza to stanowcze wstrzymywanie społecznej emancypacji i progresywnych prądów rozwojowych. Jak od wieków: wciąż jest główną wsteczną siłą, która hamuje wszelki pozytywny rozwój[8].
10. Nadal także nie tworzy społecznego dobra, bo za takie nie można wszak uznać, że sporej części ludzi robi tzw. „wodę z mózgu”, trzymając ich w nieświadomości co do ich prawdziwego potencjału i wciskając im bajkowe opowiastki, które mają zastępować prawdziwy, dojrzały kontakt z Bogiem.
11. Warto tu jeszcze zauważyć, że – moim zdaniem – KK w istocie wciąż pozostaje zewnętrzną wobec rdzenia społecznego siłą; siłą wszechobecną, ale zawsze dążącą do przechwycenia jakiegoś naszego zasobu, energii (zaufania, zdolności, kapitału, czy czegokolwiek innego), aby wykorzystać to dla umocnienia swojej organizacyjnej potęgi; a czasami wręcz wytransferowania tych pozyskanych zasobów do centrali (do Watykanu). Spora część wysiłku tej instytucji idzie na tworzenie mitologii dotyczącej jej samej, czy też działania dla „dobra Polaków”. Bliższe wniknięcie pod zasłony dymne w postaci mitologii, którymi się otacza, pokazuje, że prawie zawsze działa ona przede wszystkim dla dobra własnego; czasami także dobra związanych z nią władców i grup władzy, ale prawie nigdy dla dobra szerokich rzesz ludzi.
Reasumując, Mieszko 1050 lat temu zdecydował się (w swojej naiwności) na wpuszczenie do centrum decyzyjnego państwa instytucji, która od tego czasu jest największym, systemowo ulokowanym, pasożytem społecznym, manipulującym władzami, wpływowymi grupami, wiernymi, aby zwielokrotniać swoje wpływy i benefity.
[1] Wyrażający mocno osobisty punkt widzenia autora…
[2] Zob. na temat początków KK – http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,678 Tam też opis praktyk władzy wczesnego KK.
[3] Zob. np. E.Fromm – Dogmat Chrystusa.
[4] Co ciekawe, od najdawniejszych czasów KK stosował podwójne standardy, sam jakże często nie stosując się do swoich zaleceń. Na temat praktyki działania KK w średniowieczu zob. ciekawe podsumowanie – http://www.paranormalne.pl/topic/9186-grzechy-kosciola-katolickiego-w-dobie-sredniowiecza/
[5] Zob. na temat polityki kościoła w pierwszych wiekach – Deschner Kryminalna historia Chrześcijaństwa t. 1 i 2
[6] Istnieje przekaz, iż Mieszko nie był pierwszym księciem przyjmującym chrzest. Ok. 880 roku takim księciem miał być książę Wiślan Wiślimir – został on ochrzczony przymusowo przez napierające państwo wielkomorawskie, konkretnie św.Metodego.
[7] Interpretacja całkowitego braku tzw. pochówków szkieletowych (co nakazywał kościół) w warstwach ziemi z okresu Mieszka. Dominują nadal całopalenia, co od wieków praktykowali Słowianie.
[8] Nie mam tu miejsca na opis wstecznictwa KK. Instytucja ta jednak zawsze broni: aktualnej władzy, braku dostępu do wiedzy, podporządkowania jednostki hierarchiom, autorytetom, stosunków społecznych opartych na posłuszeństwie, a nie na miłości, co rzekomo głosi…
Czesto sie zastanawialam, dlaczego Polska jest krajem-wyspa katolicyzmu w Europie… Dlaczego jest to katolicyzm przede wszystkim rytualny i tak bardzo przewrazliwiony na swoim punkcie. To czesta cecha osob zakompleksionych, o nieugruntowanej pozycji, nadrabiajacych forma braki w tresci…
Od samego poczatku – nie byla to ”nasza” religia, a twor narzucony sila, ogniem i mieczem, od poczatku byly to jedynie rytualy i pozory, bez poglebionego zrozumienia o co chodzilo w chrzescijanstwie (milosc blizniego?, milosierdzie? ). Moze – wiec fakt, ze katolicyzm jest tak mocny (bo rytualny) w Polsce, swiadczy o glebokosci rodzimej wiary slowianskiej… i brutalnosci narzucania obecej nam religii… Podobnie jak w wielu krajach podbitych takze religijnie podczas kolonializmu…
Konwertyta – zwlaszcza ten ktoremu narzucono wiare sila pod kara utraty zycia – musi udowodnic, ze jest nadmiernie religiny, by przetrwac…
I tak juz nam zostalo…