Od czego zacząć swoją przygodę z zero waste. Jak przełamać swoją niechęć w stosunku do śmieciowych tematów. Skąd się ona bierze. Jak przeanalizować zawartość swoich koszy na śmieci i co z tą wiedzą zrobić.
Z ainspirowana myślą o nieśmieceniu, upajałam się mądrością swego własnego pomysłu. Ach – jak dobrze, ach – jak miło – nie będę już śmiecić… Jaka jestem wspaniała, jaka z siebie dumna…
Gdy odrobinę ochłonęłam i wróciłam do stanu racjonalności, dotarło do mnie, że idea o nieśmieceniu to jedno, a praktyczne nieśmiecenie to drugie. Od samego pomysłu do realizacji – droga daleka. Potrzeba tu przemyślanego planu. Od czego zacząć?
Początek przygody z Projektem Zero Śmieci wiązał się z dla mnie czterema ważnymi krokami. Nazwałam je na potrzeby Projektu Zero Śmieci następująco:
- Odpadkowy audyt
- Inwestycje w dobra trwałe
- Źródła wszelkich dóbr
- Zrób to sama
Zacznę od 'Odpadkowego audytu’. Innymi słowy czas na pogrzebanie w swoim własnym kuble na śmieci… A jeśli ich mamy 5, to we wszystkich pięciu. Brzmi ekscytująco? … Nie za bardzo?… Dla mnie też nie brzmiało. Ba, zaglądanie do własnego kosza napawało mnie wstrętem. Grzebanie w śmieciach (nawet swoich własnych) nie było zajęciem na miły piątkowy wieczór. Budziło we mnie obrzydzenie, a nawet – pawien rodzaj wstydu.
Skąd takie emocje w stosunku do własnych śmieci? Wstręt, wstyd, fizyczna wręcz awersja…
Wydaje się, że śmieć to nie tylko sam śmieć, to także otoczka kulturowa wokół niego. Nasz język doskonale to obrazuje – epitet „ty śmieciu” jest jednym z najsilniejszych negatywnych określeń, jakie można skierować wobec drugiej osoby. Często nieprzykładające się do nauki dzieci straszy się perspektywą zostania śmieciarzami. No a kto grzebie w śmieciach? Bezdomni poszukujący puszek aluminiowych! Na pewno nie są panienki z porządnych domów, prawda? Myślę, że tego typu podświadome uczucia powodują, że wielu ludzi nie podejmuje wysiłku nawet segregowania śmieci. Babrać się w śmieciach? Zatrzymać na nich myśl przez dłużej niż 2 sekundy? Ależ skąd! Wyrzucić i zapomnieć. No, może jeszcze po drodze wystawić je na pół dnia na klatkę schodową. Niech sąsiedzi sobie pooglądają, niech sobie powąchają, nich INNI sobie radzą z tym problemem. Ja jestem ponadto. Ja jestem na to zbyt czysty, zbyt zajęty, zbyt skupiony na naprawdę ważnych rzeczach, zbyt wykształcony…
O czym świadczy odraza do wyprodukowanych przez siebie samych odpadków? Nastawienie to jest doskonałym ucieleśnieniem natury człowieka, który chętnie sięga po korzyści, zyski, ale nie chce przyjmować odpowiedzialności za koszty, szkody jakie jego działalność za sobą niesie. Śmieci znikają pod zlewem, pod pokrywą, za drzwiami, w zsypie… tym samym znikają z naszego życia. A co się z nimi dalej dzieje? Kogo to obchodzi! To już nie nasz problem…
Wracając do audytu. Zaskakujące, ale przejrzenie swoich śmieci może być wręcz oczyszczającym doświadczeniem :). Można w śmieciach wiele wyczytać o nas samych…(Istnieją nawet firmy badawcze, które właśnie poprzez analizę śmieci poznają prawdziwe zwyczaje danego społeczeństwa.)
Jako że od wielu już lat segreguję śmieci, mój kubełek na śmieci tzw. zmieszane zawierał głównie kuchenne odpadki organiczne oraz trochę śmieci nieprzetwarzalnych. Nie miałam ich bardzo dużo, potrafiłam wyrzucać 1/2 wiadra raz na 2 tygodnie. Tymczasem śmieci w pojemnikach na plastik/metal, papier i szkło była cała masa.
Śmieci kuchenno-salonowe:
- Małe zużyte, podarte woreczki plastikowe.
- Zgniecione butelki PET.
- Plastikowe pojemniki po sałatkach, serach, jogurtach, makaronach.
- Opakowania po ziołach.
- Słomki plastikowe.
- Cała masa papieru: zapisane kartki, paragony, kwity parkingowe, potwierdzenia wypłaty z bankomatu i zapłaty kartą, wydruki, ulotki, koperty, faktury.
- Kartoniki po herbatach, po kaszach.
- Folia aluminiowa,
- Opakowania po lekach.
- Opakowania styropianowe po daniach na wynos.
- Szklane butelki po napojach…
Śmieci łazienkowe:
- Pojemniki po kosmetykach i środkach czystości.
- Papierowe chusteczki i ręczniki.
- Patyczki do uszu.
- Waciki do twarzy.
- Opakowania po próbkach kremów i szamponów.
- Folia po papierze toaletowym i kartonowe tuby po zużytych rolkach.
- Podpaski, wkładki, tampony.
- Itd. itp.
Warto sobie te rodzaje śmieci wypisać, np. w tabelce. I odpowiedzieć sobie na kilka pytań, w odniesieniu do każdego rodzaju.
- Z czym mam największy problem? Jakich śmieci mam najwięcej?
- Czy mogę danego śmiecia wyeliminować?
- Czy mogę zastąpić dane rozwiązanie jednorazowe czymś trwałym/ wielorazowym?
- Czy mogę gdzieś kupić (choćby teoretycznie) dany produkt – wraz z którym dostałam owego śmiecia – BEZ opakowania?
W poszukiwaniach odpowiedzi na te pytania niezwykle pomocnym jest stary dobry doktor Google, otwarta głowa oraz kreatywne myślenie. Warto też stosować metodę małych kroczków, np. jedna zmiana tygodniowo lub jedna zmiana miesięcznie. Zamiast koncentrować się na najczęstszych odpadkach, można zacząć od tych, które najprościej jest nam wyeliminować.
Moim ewidentnie największym problemem były butelki PET 1.5 litra po wodzie niegazowanej. Kilka tygodniowo. Oczywiście – ślicznie zgniatane, wyrzucane do żółtego kontenera na tworzywa sztucznie. Oczywiście – niezwykle szkodliwe dla środowiska, zarówno w procesie produkcji, jak i później jako plastikowy odpad.
W ramach researchu, naoglądałam się i naczytałam o szkodliwości butelkowania wody. Nie tylko butelki i proces ich produkcji są szkodliwe, także samo butelkowanie niszczy jakość niebutelkowanej wody. Najbardziej wymownym filmem o tym problemie jest 'Story of bottled water’ –
Co mogłam zrobić:
- Zastąpić wodę w butelkach plastikowych wodą w butelkach szklanych.
- Jest to krok w dobrym kierunku – pewnym postępem jest przejście od śmiecia plastikowego do śmiecia szklanego. Jednak ta opcja jest niezwykle droga w porównaniu z wersją plastikową. Ba, nie do końca rozwiązuje ona problem. Jak by nie patrzeć – wszystkie problemy związane z butelkowaniem i transportem wody nadal nie zostają tu załatwione. I na koniec – pozostajemy ze szklaną butelką w ręku…
- Kupić dzbanek filtrujący z filtrem.
- Ta opcja wiąże się z piciem wody z kranu. Przefiltrowanej a jakże, jednak wciąż – z kranu. Dla dziecka komuny, jest to tabu niezwykle trudne do złamania. Miałam w sobie nieproporcjonalny wręcz strach przed piciem wody z kranu. Wiele rozmawiałam ze znajomymi w moim wieku i mają ten sam problem. Myślę, że ogromne pieniądze wydane na reklamę przez firmy butelkujące wodę dokonały też pewnego spustoszenia w mojej głowie: „z butelki – dobrze – z kranu – źle”.
- Znowu zaczęłam czytać – że w większości butelek mamy po prostu wodę z kranu. Że woda w kranie jest non-stop skrupulatnie badana, czego nie można powiedzieć o wodzie w butelkach. Że plastik wchodzi w reakcję z wodą. Znalazłam też wiele artykułów o wysokiej jakości wody z kranu we Wrocławiu (szczególnie w Leśnicy). Jedynym 'ale’ są stare wrocławskie rury…
- Wspaniałym jest, że można już znaleźć szklane dzbanki filtrujące o wiele korzystniejsze dla zdrowia niż plastikowe. Wciąż pozostaje jednak problem filtrów. Co z nimi robić po zużyciu?…
- Pić wodę z kranu.
- Jest to opcja całkowicie 'bezśmieciowa’. Wymagająca przełamania w sobie wielu barier. Udało się! Choć jeszcze kilka lat temu nie brałam takiej opcji w ogóle pod uwagę…
Moją przygodę z zero waste rozpoczęłam więc z pewną nieśmiałością od picia wody z kranu. Czasem z dodatkiem mięty lub cytryny. Często do butelki z wodą na noc wrzucam aktywny węgiel.
Nie moge sie zgodzic, ze przecietny zjadacz chleba jest producentem smieci bonie posiada takich mozliwosci.. Producentem jest system, ktory zezwala wytworca aryykulow konsumpcyjnych na wykorzystanie opakowan niebiodegadacyjnych w przemysle spozywczym, elektronicznym, budowlanym i kazdym innym.
W obecnej dobie techniki jest mozliwe zastapienie wszechobecnego plastyku innymi materialami tylko, ze jest to droga procedura i bez nakazowego postepowanie nie mozliwa do zachamowania. Wysoka akcyza na produkty szkodliwe dla otoczenia np tak jak papierosy zmusilaby trucicieli do szybkich zmian.
Ponadto pamietam w sklepach smieane, mleko, wode itp w szklanych butelkach, przyjmowanie pustych w sklepach i liczne skupy butelek, a papier pakunkowy byl wszechobecny zamiast foli .
Dziękuję, Adamie, za komentarz.
W ogromnej mierze się z Tobą zgadzam. Tak, oczywiście, to system, w którym jesteśmy zanurzeni jak w śmietanie, steruje nami niczym robocikami. Sama fascynuję się wpływem systemów na życie ludzi i możliwością ich kształtowania (zob. http://progg.eu/jak-zamienic-zarowke-na-samochod-na-baterie/). Przykładem takiego systemu była też komuna (o której wspominasz) – ogólnie okropny ustrój – ale pod względem generowania śmieci, zaskakująco pozytywny.
No dobrze, ale póki nie jesteśmy decydentami na poziomie miasta czy państwa, czy można coś zrobić? Głęboko wierzę, że tak. Można też zmienić system oddolnie – jest to droga często bardzo długodystansowa i wyboista. Każda nasza decyzja (zwłaszcza zakupowa) jest pewnego rodzaju głosowaniem nad taką a nie inną opcją. Za lub przeciw. Nie posiadając telewizora – głosuję. Nie jedząc mięsa – głosuję. Pijąc wodę z kranu – głosuję. Nie kupując produktów w opakowaniach – głosuję. Chodząc do pracy na piechotę – głosuję. Czy tego chcę czy nie. Każdy mój krok (pomnożony przez liczbę mnie podobnych) jest decyzją polityczną lub ekonomiczną. Strach zjeść kolację :).
Mój pojedynczy głos niewiele waży. Ale gdy takich głosów jest kilka, potem kilkaset, masa krytyczna tych głosów może zmieniać rzeczywistość…
Pozd. Joanna
Wodę z kranu można filtrować węglem – szungit. Do szklanego naczynia wsypujemy węgiel, nalewamy wody i gotowe. Po odstaniu kilku godzin (najlepiej kilkunastu) można spożywać.
Agnieszko: Oczywiscie – masz racje – mozna wode filtrowac aktywnym weglem drzewnym lub szungitem. Problem w tym, ze aby to bylo rozwiazanie w pelni zero-waste musialby on byc dostepny bez plastikowego opakowania, np. w samym kartonie, ktory mozna kompostowac. Szukam takiej opcji – jak dotad bez skutku 🙁