Artykuł przedstawia ocenę ważnej, nowej realizacji wrocławskiej – renowację placu Nowy Targ, rzecz jasna, z naszej proggowej perspektywy. Na jej przykładzie autor przedstawia kilka myśli dotyczących w ogóle modernistycznego podejścia projektowego oraz dzisiejsze przykłady światowe w zakresie projektowania placów miejskich, które zrywają z tym nieprzyjaznym ludziom i środowisku myśleniem architektonicznym.
Wróciłem dzisiaj z urlopu i zaciekawiony sprawami wrocławskimi zacząłem przeglądać prasę. Humor zepsuło mi odsłonięcie realizacji placu Nowy Targ we Wrocławiu. W mediach pojawiły się już opinie, zasadniczo, iż jest to zły projekt. Nie spotkałem jednak jakiejś bardziej wnikiliwej oceny. Zgodnie zatem z filozofią Progga, która zakłada, że 1. podajemy wnikliwe argumenty przeciw temu, co uważamy za niewłaściwe, 2. robimy to w stylu przyjaznym, 3. podajemy pozytywne przykłady rozwiązań – zamiast zwykłego pomstowania, pozwalam sobie naprędce (bo temat gorący) odnieść do tego projektu bardziej merytorycznie.
1. Jakie funkcje powinien spełniać dzisiejszy plac miejski?
- Budować przestrzeń publiczną, co oznacza m.in. że ludzie mogą się na nim spotykać, rozmawiać, wymieniać opinie, przyglądać się sobie, poznawać nowych ludzi itp.
- musi stwarzać dla takich potrzeb możliwie komfortowe warunki,
- co w naszych czasach oznacza – musi być pełen zieleni, bo jedynie ona humanizuje przestrzeń, daje cień, ochłodę, tworzy mikroklimat,
- ona też jest w naszych czasach wyznacznikiem piękna (a konkretnie: ona umiejętnie łączona z tzw. małą architekturą i meblami miejskimi – co pokazuje poniżej w załączonej galerii). Tworzenie więc piękna przestrzeni miejskiej jest kolejna funkcją placu miejskiego,
- plac – co najbardziej oczywiste – jest także drogą komunikacyjną, często po prostu skrótem łączącym wiele dróg.
2. Czy zrealizowany projekt Pana Romana Rutkowskiego spełnia te kryteria? Od razu można powiedzieć: niestety nie (poza oczywistym kryterium zakładającym, że plac jest drogą komunikacji). Mówiąc skrótowo, wdrożony projekt reprezentuje to, co najgorsze w architekturze (z perspektywy naszego proggowego podejścia); stanowi (niestety kolejny we Wrocławiu) przykład całkowicie przestarzałego (w kontekście światowym) myślenia architektonicznego, odwołującego się do ortodoksyjnie traktowanych wzorców modernistycznych. Ich treść można sprowadzić do zasady, iż na problem architektoniczny patrzymy nie przez pryzmat realnych potrzeb ludzi i lokalnych uwarunkowań krajobrazowych, kulturowych i innych, ale przez pryzmat oderwanych od tych realiów zasad kompozycyjnych, najczęściej sprowadzanych do jakiejś zasady czysto geometrycznej. I zgodnie z tym założeniem modernizmu – autor powtórzył istniejącą na placu od lat ’60 siatkę kwadratów, tworzonych przez białe pola, wykonane z płyt betonowych oraz krzyżujące się pod kątem prostym czarne (szare?) linie, tworzone przez bruk. Na wydzielonych polach, także zgodnie z zasadą geometrii, architekt umieścił czarne siedziska w formie minimalistycznej, w założeniu wokół przyszłej dużej fontanny. Przy czym, co symptomatyczne, nie umieścił ich zgodnie z potrzebami ludzi, którzy lubią tworzyć kręgi do rozmowy, ale trwale przytwierdził je do podłoża, zgodnie z abstrakcyjną zasadą rozmieszczenia obiektów w przestrzeni co kilka metrów. Ich minimalistyczna forma sprawia, że są przy tym zupełnie niedostosowane do wymiarów ludzkiego ciała (są niewygodne), nie biorą nawet pod uwagę realiów pogodowych, zgodnie z którymi przedmioty pomalowane na ciemne kolory szybciej się nagrzewają, uniemożliwiając korzystanie z nich w dni słoneczne. Natomiast, szczęśliwie pozostawił od dawna istniejące na placu drzewa, ale potraktował je ewidentnie jako zło konieczne, obudowując je niemal do pnia płytkami. I – co zupełnie kuriozalne – nie przewidział także żadnych nowych przestrzeni zielonych (wyjąwszy parę donic z drzewkami, które mają stanąć w przyszłości). Całość uzupełnia szklany pawilon, który stanowi wejście na parking podziemny, ma mieć jednak także funkcje placowej kawiarni (mało jednak o tym wiadomo).
3. Wystarczy jeden rzut oka na plan ogólny placu (zob. foto), aby zdać sobie sprawę, iż całość tworzy rozwiązanie całkowicie pozbawione finezji nawet jak na standardy architektury modernistycznej, która od bardzo dawna nie operuje już tak uproszczonymi schematami. Argumentacja konkursowa, dzięki której wybrano projekt, mówiąca iż podział na regularne, symetryczne kwadraty tworzy elastyczne rozwiązanie pod wydzielanie przyszłych funkcji placu, podkreśla tylko formalistyczne podejście do rozwiązywania problemów architektonicznych, ponad realnymi potrzebami ludzi. W istocie, widzimy rozwiązanie, które pokazuje jak bardzo zabrakło architektowi świeżego pomysłu na zorganizowanie przestrzeni placu. Jak to często we Wrocławiu (w naszym kraju) bywa – doraźne względy techniczne zastąpiły myślenie kreatywne, dążenie do złamania prostackich zasad podziału geometrycznego i ofiarowanie mieszkańcom i turystom przestrzeni naprawdę pięknej, intrygującej, dającej zarazem ukojenie i okazję do spotykania innych ludzi – co jest właśnie istotą doznań, których dostarcza prawdziwa metropolia (a nie prowincja, która zawsze tylko rozwiązuje kwestie techniczne i bieżące). Naturalnie, to że plac rozwiązuje względy techniczno-funkcjonalne jest oczywiste; jest normą, jednakże ta norma nie może przykrywać funkcji wyższych, estetycznych, miastotwórczych, humanistycznych. Ta norma nie może też być przykrywką dla zbytnich uproszczeń. Nie możemy po prostu się godzić, aby zamiast prawdziwego dzieła architektury przestrzennej (placu miejskiego) proponowano nam szablon z komputerowego programu wspomagającego projektowanie (np. Autocad), któremu zadano jeden algorytm, bez związku z lokalnymi realiami sytuacyjnymi. Nie możemy się zgodzić, aby zamiast poprawiania zniszczonej przez modernizm przez ostatnie 80 lat przestrzeni miast otrzymywać kolejne rozwiązanie w tym duchu. Czyż bowiem Nowy Targ nie przypomina teraz bardziej jakiegoś placu industrialnego, na którym trzeba zapewnić stabilność podłoża dla maszyn i samochodów ciężarowych przez wyeliminowanie grząskich terenów zielonych, a także proste linie naprowadzające na poszczególne strefy produkcyjne – niż miejsce naprawdę przeznaczone dla współczesnych ludzi spragnionych wzajemnych kontaktów i obcowania z żywą przyrodą?! Czyż te meble miejskie zaprojektowano dla ludzi, czy może bardziej dla robotów, byłyby bowiem wygodne, gdybyśmy byli kwadratowi..
4. Tym, co szczególnie odrzuca od zaproponowanego rozwiązania jest brak zieleni (podkreślają to nieomal wszyscy). I właśnie ten element sprawia, że projekt nie realizuje praktycznie żadnej z podanych powyżej funkcji dobrego placu miejskiego. Jak pokazuję w galerii poniżej, współcześnie projektowane place miejskie nieomal zawsze stają się miejskimi parkami. Łączenie terenów zielonych z trotuarami, z meblami miejskimi, ze sztuką publiczną może się dokonywać na tysiące sposobów, ale dominanta zieleni na dobrze zaprojektowanym placu jest warunkiem koniecznym jego sukcesu. W przeciwnym razie, ludzie omijają go szerokim łukiem (co zapowiadają liczne wypowiedzi w internecie). Możemy, w tym kontekście, spodziewać się efektu ul. Szewskiej, która także została szczelnie przykryta brukiem i jest dzisiaj praktycznie martwa. Przemożna potrzeba zieleni wynika po prostu z obecnych realiów cywilizacyjnych, w których po fazie intensywnego rozwoju nieomal wszystkich sfer życia w duchu industrialnym, wszyscy czujemy wielką potrzebę powrotu do natury, czego wyrazem jest także potrzeba obcowania w przestrzeni miejskiej z dużą ilością ciekawie zakomponowanej zieleni. Nieuwzględnianie (nierozumienie?) tak podstawowych kwestii i proponowanie tak bardzo surowej, pozbawionej twórczego rozwiązania problemu zieleni formy placu – jest naprawdę zdumiewające…!
[ct_headings level=”h4″] W każdym elemencie omawianego placu widzimy brak polotu, brak ciekawych niuansów, które odzwierciedlałyby dominujące dzisiaj poczucie (i dążenie do odzwierciedlania w dziełach kultury) różnorodności, skomplikowania i bogactwa życia. Poczucie to unieważniło (około połowy 20. wieku) modernistyczne dążenie do zorganizowania wszystkiego w danej sferze według jednej, prostej, uniwersalnej zasady. Pewnie dlatego będąc na naszym placu czujemy, że obcujemy z dziełem nie pasującym do naszych czasów, dziełem bardziej muzealnym niż współczesnym.[/ct_headings]
5. Kolejnym bulwersującym aspektem projektu są wypowiedzi architekta, w których bez żenady przyznaje, że „Plac to nie jezioro i nie las, a pusta przestrzeń w mieście”[1] oraz dodaje, iż: na więcej zieleni nie można sobie pozwolić, bo trzeba by głębiej budować parking, a to byłoby droższe. Albo wypowiedź: „plac nie jest jednak od tego, by ludzie chodzili tam z kanapkami, siadali naprzeciwko siebie i dyskutowali o kondycji świata czy Putinie. Zwykle siada się tam po to, by poobserwować przechodzących ludzi” – w świetle takich wypowiedzi, jasne się staje, że – w myśleniu Pana Rutkowskiego – zadaniem architekta projektującego plac miejski jest tworzenie „pustych przestrzeni”, czyli w praktyce betonowych pustyń, przy czym ważniejsze jest, aby rozwiązać doraźne potrzeby związane z zapewnieniem urzędnikom parkingów, niż różnorodnych potrzeb mieszkańców. Rola tych ostatnich, sprowadza się zapewne do przysiadania na chwilę (na niewygodnych leżakach), aby pogapić się jak inni nie marnują czasu na przysiadanie, bo biegną do pracy w korporacjach i urzędach… Do głowy im nawet nie powinno przychodzić, aby pogadać o sprawach miasta, bo mogliby, przykładowo, zboczyć na temat: jak to możliwe, że urzędnicy miejscy realizują tak nietrafione projekty, jak plac Nowy Targ..
6. Poniżej przedstawiam inne podejście do projektowania placów miejskich. Pokazane przykłady zapewne nie są idealne, ale wyrastają ze znacznie bardziej humanistycznego, elastycznego i biofilnego podejścia projektowego, które dominuje dzisiaj na świecie. Nie wziąłem przy tym pod uwagę projektów futurystycznych, awangardowych. Tym razem przedstawiam realistyczne, właśnie wdrażane, bądź już wdrożone projekty. Niestety, mimo wszystko pokazują one dobitnie, jak wielki obecnie dystans dzieli nas w sferze architektury i urbanistyki tworzącej przyjazne przestrzenie publiczne od świata. Aby temu zaradzić w pewnej mierze dwa ostatnie przykłady podaję jako podpowiedz, jak moglibyśmy poprawić istniejące rozwiązanie.
7. W kontekście projektów powyższych, już teraz powinniśmy zacząć się zastanawiać, co zrobić, aby tak marne projekty, nie wygrywały przyszłych konkursów. Pełne rozstrzygnięcie problemu – to temat na osobny artykuł. Niemniej, przyszłe rozwiązania będą musiały wziąć pod uwagę dwie kwestie –
- Nadeszła już pora, aby decyzje o wyborze projektów konkursowych o ważnych dla całego Wrocławia projektach były sprawą wszystkich wrocławian, a nie tylko urzędników miejskich. Nie wystarczy organizowanie „konsultacji społecznych” w formie wykładania planów w jednym z gabinetów miejskich urzędników od 11 do 13, w okresie paru dni – jak to zwykle bywa. Wokół projektu trzeba organizować otwarte spotkania publiczne oraz warsztaty partycypacyjne, najlepiej w miejscu, którego projekt dotyczy. Jeżeli trzeba – my, jako Progg LivingLab, oferujemy urzędnikom miejskim za darmo pomoc w przeprowadzeniu tego typu procedury.
- Musimy zacząć zapraszać do udziału w konkursach na ważne miejskie projekty czołówkę architektów światowych. Wyraźnie bowiem widać, że nasi lokalni architekci znacznie pozostali w tyle za światowymi standardami projektowymi[2]. Jeżeli nie zarezerwujemy honorariów na poziomie dobrych biur architektonicznych i nie ściągniemy ich do udziału w nowych realizacjach – będziemy coraz bardziej skazani na zaściankowe i prostackie rozwiązania, degradujące nasze miasto do roli głębokiej prowincji europejskiej.
[2] Mówię to także na przykładzie innych projektów realizowanych obecnie we Wrocławiu, z projektem WUW-y na czele. Pisze o tym w artykule Nowe Żerniki – europejska stolica architektonicznego prowinjonalizmu.
Foto: fakt.pl, prw.pl, archdaily.com, laud8.wordpress.com, plusmood.com
Może zrobimy konkurs na to w jaki sposób uratować ten projekt..?
Czytałam te wypowiedzi architekta, o których wspominasz… i zupełnie mnie rozwaliły. Czego uczą na architekturze? Że dla kogo niby projektuje się przestrzenie miejskie i budynki? Dla samych siebie? Nie trzeba tutaj wielkiej wiedzy z dziedziny socjologii – wystarczy być aktywnym mieszkańem miasta – od czasu do czasu, w róznych porach dnia i roku – przejść się po mieście, przysiąść to tu, to tam. Na własnej skórze się odczuwa, do jakich przestrzeni człowieka ciągnie, a od jakich odpycha…
W Polsce doznaliśmy jakieś dziesięć lat temu silnego wstrząsu estetycznego – kostka, beton, bruk, płyta – stała się ideałem piękna dla każdego mieszkańca miasta. Dzięki betonowi – my mieszkańcy miast (góra od dwóch pokoleń) stajemy się bardziej miejscy. Ba – baumokostka wkracza też do wsi – tam też mają wysokie aspiracje. Beton jest bardziej elegancki, estetyczny, pewnie nawet – świadczy o większej inteligencji decydentów, kto wie. Betonujemy ogródki, zielone parczki.
Zdaje się – że nasze oczy i umysły stopniowo zalewa betonowa masa…
Ja z kolei widzę projekt, czytam opinie Rutkowskiego – i popieram! To jest plac o zupełnie innym charakterze i genezie, niż wszystkie pokazane jako „alternatywne”, pozytywne przykłady na końcu powyższego tekstu. Rutkowski nie zaprezentował tu w istocie niczego szczególnego i bynajmniej nie zamierzam udowadniać, że jego projekt jest bardzo dobry. Sądzę jednak, że jest przyzwoity, a nade wszystko idzie w dobrym kierunku, gdy chodzi o rozłożenie akcentów. Jakaś większa ilość drzew i zieleni w tym miejscu to dla mnie nieporozumienie. Jak można wprost i bez żadnego zniuansowania zestawiać przestrzenie publiczne w postaci placów w centrach dużych miast zabudowanych jakąś współczesną zabudową, nie mających charakteru zabytkowego, z placem na obszarze zabytkowego układu urbanistycznego z okresu średniowiecza? Istnieje wielka różnica między kontekstem tu i tam. W moim przekonaniu powstrzymywanie się od szerszego stosowania zieleni jest jak najbardziej słuszną drogą. Temat na długą dyskusję, artykuł powyżej i moje dyskusje ze znajomymi z Architektury Krajobrazu pokazują jednak mym zdaniem bardziej jakieś szkodliwe tendencje w gronie architektów krajobrazu, niż w gronie architektów.
Dziękuję Panie Jerzy za ciekawy komentarz. Pozostaję jednak przy moim zdaniu. Pisze Pan, że Nowy Targ to plac w obszarze zabytkowego centrum z okresu średniowiecza.. Otóż, plac nie został odtworzony na modłę średniowieczną, ale jako projekt jak najbardziej współczesny – więc nic nie stało na przeszkodzie, aby urządzić go nie w nieprzyjaznej stylistyce geometryczno-modernistycznej, ale właśnie przyjaznej, czyli ze strefami wydzielonymi zielenią, w których ustawiono by meble miejskie, które ludzie mogliby dostosowywać do swoich potrzeb.
Ogólnie, podstawowa teza mojego artykułu: przyjazne, partycypacyjne projektowanie polega na tworzeniu rozwiązań wraz z ludźmi, któremu rozwiązanie służy; z dużą wiedzą o ich potrzebach – a nie realizowanie abstrakcyjnych (oderwanych od realiów) wizji i konceptów architekta (tak niestety zrobił Pan Rutkowski).
W całej dyskusji zastanawia mnie jedynie czy autor artykułu zapoznał się z tak podstawowym dokumentem jakim jest Miejski Plan Zagospodarowania Przestrzennego dla tej części miasta. Brak większej ilości zieleni nie jest tu winą architekta ale prawnych zapisów- według założeń konkursu tam nie mogło być więcej zieleni! Projektant i tak obszedł część z przepisów postulując dosadzenie dodatkowych drzew w donicach. I jakiego wspaniałego międzynarodowego architekta byśmy nie zaprosili to niestety nie mógłby zaproponować ani skrawka trawnika więcej. Prosiłbym aby autor następnym razem zanim zacznie kogoś oczerniać zapoznał się dobrze z opisywanym tematem.
Panie Przemysławie, moją rolą jako komentatora projektów miejskich i architektonicznych nie jest analizowanie planów MPZP, ale ocena rezultatu, w świetle przyjazności rozwiązań dla mieszkańców oraz osiągnięć urbanistycznych. Na fotografiach w artykule pokazuję jak znacznie intensywniej, niż uczynił to projektant, uwzględnić wykorzystanie zieleni. Pomysłów jest naprawdę sporo… A poza tym, moje zarzuty do projektu nie opierają się wyłącznie na słabym wykorzystaniu zieleni.. 🙂
Wizualizacje są ładne w sensie ładu geometrycznego. Estetyka opiera się na kontraście i wyrazistości. Nawet lubię tego typu grę, czarno-biała szachownica jest wręcz nierealna – zastosowana w Żuławskich domach cz-b ściana szachulcowa bardzo wyraźnie odcina się od naturalnego krajobrazu. Dzięki temu Zagroda nie ginie za kępką drzew i jest widoczna z bardzo bardzo daleka. Zrozumiałe i proste w odbiorze projekty bardzo często wygrywają w konkursach, bo jeśli jury ma do obejrzenia 50 wystrzałowych projektów, a w nich jeden wyróżnia się prostotą, to jury oczywiście właśnie na tym projekcie zawiesi oko i odczuje ulgę. Nie każdy jest zdolny do oceny projektów. Nie każdy potrafi zauważyć konsekwencję zaprojektowania leżaków twardych zimnych i kanciastych. Moje dziecko na pewno rozbiło by sobie głowę o te kanty. Na szczęście mam daleko do Wrocławia 🙂 Aha, klatka schodowa (przedsionek) Biblioteki Laurenziana zaprojektowana w XVI w. przez Michała Anioła też była wściekle kontrastowa. Autor twierdził, że przedsionek musi być kontrastowy, aby ludzie się w nim nie zatrzymywali i nie blokowali przejścia. Podobne efekty optyczne czasem stosuje się w centrach handlowych. Być może Nowy Targ to portal – apogeum – zapowiedź przejścia?