12. 10. 2024

Nowe artykuły:
W stronę społeczeństwa post-wzrostowego

W stronę społeczeństwa post-wzrostowego

Dziennikarze i politycy ekscytują się wzrostem gospodarki. Podają prognozy na kolejne lata? Lamentują nad coraz to niższym wzrostem PKB? Ale co ów wzrost nam daje? Dlaczego stał się takim fetyszem? Co on naprawdę mierzy, a co pomija? Jaki jest prawdziwy koszt dla jakości naszego życia pompowania pieniędzy i surowców w gospodarkę opartą na nieustannym wzroście? James Gustave Speth zadaje pytanie, czy możliwe jest społeczeństwo, którego głównym celem nie byłby już wzrost PKB? I kompetentnie definiuje założenia społeczeństwa post-wzrostowego…

James Gustave Speth

J est czymś naturalnym, że kiedy tworzy się coś zupełnie nowego czy odmiennego, to utopijna wizja wskazuje praktyczną drogę naprzód. Na szczęście, coraz więcej ludzi na pewnym etapie swojego życia, zaczyna odczuwać, że ich energia życiowa nie jest kierowana tam, gdzie powinna. Zdają sobie nagle sprawę, że lekceważą rzeczy, które sprawiają, że życie naprawdę ma wartość. Badania wykazały, że 81 procent Amerykanów uważa, że ich społeczeństwo nazbyt koncentruje się na zakupach i wydawaniu pieniędzy, a 88 procent twierdzi, że jest nastawione zbyt materialistycznie.

Obecnie panuje przekonanie, że drogą do większej dobrostencji (well-being) jest wzrost i rozwój gospodarki. Produktywność, zyski, giełda i konsumpcja: to wszystko musi iść stale, nieustannie w górę. Imperatyw wzrostu dominuje nad wszystkim. Powszechny jest pogląd, że za wzrost gospodarczy warto zapłacić  każdą cenę – nawet jeśli w konsekwencji rozpadają się rodziny, likwiduje się miejsca pracy, niszczy lokalne społeczności, zatruwa środowisko naturalne czy zrywa poczucie przynależności ludzi do miejsca i ciągłość tradycji.

Granice wzrostu

Ale coraz większa liczba dowodów zmusza nas do rewizji takich poglądów. Wzrost gospodarczy stał się być może globalną świecką religią, lecz dla większej części świata, bóg tej religii jest jedynie rozczarowaniem. Zawiódł on miliardy biednych ludzi, a i w społeczeństwach zamożnych kreuje de facto więcej problemów niż rozwiązuje. Niekończący się pęd ku ciągłemu wzrostowi drenuje społeczności i środowisko; podsyca bezwzględny globalny wyścig po zasoby naturalne, głównie energetyczne. A do tego nie stymuluje tworzenia nowych miejsc pracy; bazuje na sztucznie wytworzonym konsumpcjonizmie, który nie jest w stanie zaspokoić żadnego z najgłębszych ludzkich potrzeb. Zdaje się, że wzrost i konsumpcja działają jako ersatz mierzenia się z rzeczywistymi problemami. Tymczasem pomijane jest wszystko to, co mogłoby sprawić, że naprawdę poprawi się położenie kraju i jego mieszkańców. Przykładowo, psycholodzy zwracają uwagę na fakt, że w Stanach Zjednoczonych, mimo znacznego wzrostu produkcji na mieszkańca w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, poziom zadowolenia  z życia nie zmienił się, natomiast poziom nieufności i depresji znacząco się podniósł.

Wzrost Gospodarczy stał się być może globalną świecką religią, lecz dla większej części świata, bóg tej religii jest jedynie rozczarowaniem.

Musimy wynaleźć na nowo ekonomię, zamiast ciągle ratować tę istniejącą. Korzenie naszych problemów ekologicznych i społecznych mają naturę systemową i dlatego też wymagają transformacji strukturalnej. Zrównoważony rozwój ludzi, społeczności i przyrody musi być odtąd postrzegany jako podstawowy cel działalności gospodarczej, a nie jak dotąd – jedynie jako mile oczekiwany produkt uboczny gospodarki opartej na sukcesie wyłącznie rynkowym czy wzroście dla samego wzrostu; gospodarki dopuszczającej jedynie  minimalny poziom regulacji. Takiej  zmiany paradygmatu szukamy.

Dotychczas twórcy reform działali najczęściej w ramach istniejącego już systemu polityki gospodarczej, tymczasem potrzebna jest transformacja tego systemu. Zagadnienia takie jak zmiana klimatu, tworzenie miejsc pracy, ograniczanie bezrobocia to palące kwestie do rozwiązania, niemniej jednak te wielkie ekologiczne i społeczne wyzwania nie zostaną nigdy rozwiązane działaniami doraźnymi. Przez dziesięciolecia wielu kroczyło drogą doraźnych reform. Nauczyliśmy się jednak, że to nie wystarczy.

Zajmujmy się zwiększaniem liczby miejsc pracy i jakości życia, nie – ekonomią

Pora zwrócić się w kierunku społeczeństwa post-wzrostowego, w którym życie zawodowe, środowisko naturalne, wspólnoty lokalne i rodziny, także sektor publiczny, nie będą już poświęcane w imię wzrostu PKB; w kierunku społeczeństwa, w którym złudne obietnice coraz to większego wzrostu nie będą już wymówką dla zaniedbywania palących potrzeb społecznych, gdzie prawdziwa demokracja obywatelska nie będzie zakładnikiem imperatywu wzrostu.

Wiele z zasad – które pomogłyby rozwinąć społeczeństwo, w którym większość z nas chciałaby żyć – faktycznie spowolniłaby wzrost PKB. Na przykład, jeśli wzrost produktywności oznaczałby krótszy czas pracy, dochody osobiste i ogólny wzrost gospodarczy ustabilizowałyby się, czyli wzrosłaby jakość życia.  (Europejczycy,  jak wskazuje Juliet Schor, pracują rocznie o około 300 godzin krócej niż Amerykanie.)

Inicjatywy, które prowadzą nas w pożądanym kierunku:

  • większa ochrona miejsc pracy, bezpieczeństwo zatrudnienia  i  prawa pracownicze, w tym dłuższe urlopy rodzicielskie (w USA praktycznie nie ma urlopów macierzyńskich / ojcowskich);
  • gwarancje dla osób pracujących w niepełnym wymiarze godzin, w okresie recesji zapewnienie ubezpieczenia od bezrobocia;
  • inicjatywy ograniczające wzrost populacji na świecie;
  • ograniczenie rynku reklamy;
  • nowy model organizacyjny korporacji XXI wieku, obejmujący przywrócenie koncesji, nowe formy własności oraz prymat praw interesariuszy nad prawami akcjonariuszy;
  • zachęty inwestycyjne dla lokalnych producentów i konsumentów;
  • rygorystyczne klauzule społeczne i środowiskowe w umowach handlowych;
  • restrykcyjna ochrona środowiska, zdrowia i ochrona konsumentów, w tym pełne ujmowanie kosztów środowiskowych i społecznych w cenach produktów i usług, na przykład poprzez limity lub podatki od emisji czy wydobycia;
  • większa równość ekonomiczna i społeczna, z prawdziwie progresywnym opodatkowaniem bogatych (wraz z progresywnym podatkiem konsumpcyjnym) oraz większym wsparciem dla ubogich;
  • znaczące wydatki na zaniedbane dotąd usługi publiczne.

Łącznie, zasady te niewątpliwie spowodowałyby spowolnienie wzrostu PKB, ale dobrostencja i jakość życia poprawiłyby się – i to się tak naprawdę liczy. Oczywiste jest, że nawet w post-wzrostowym społeczeństwie i tak wiele rzeczy musi dalej rosnąc: dostępność dobrych miejsc pracy, dochody ubogich, dostęp do ochrony zdrowia, badania i szkolenia, ochrona przed chorobami, przed utratą pracy, opieka nad ludźmi starymi i niepełnosprawnymi; inwestycje w infrastrukturę publiczną i ochronę środowiska; rozwój rozwiązań przyjaznych dla klimatu, zielonych technologii; rewitalizacja ekosystemów i społeczności lokalnych; dofinansowanie celów niemilitarnych kosztem zmniejszenia wydatków na armię;  pomoc międzynarodowa dla połowy ludzkości żyjącej w ubóstwie na rzecz zrównoważonego, zorientowanego na ludzi rozwoju.

Rzeczą najistotniejszą jest: zachowanie miejsc pracy i poczucia własnej wartości wśród ludzi, którzy ją wykonują. Bezrobocie działa destrukcyjnie na tkankę społeczną. Dostępność miejsc pracy, jakość życia ludzi, zdrowie lokalnych społeczności – nie może czekać na dzień, w którym wzrost ekonomiczny zapewni poprawę obecnego stanu rzeczy. Pora już odrzucić pogląd, że rząd ma zajmować się głównie sprawami bezpieczeństwa i generowaniem okazjonalnych impulsów mających stymulować gospodarkę. Musimy domagać się od władz wzięcia odpowiedzialności za to, by szukający godziwie płatnej pracy, mogli ją znaleźć. Najpewniejszym i zarazem najbardziej efektywnym kosztowo sposobem, by to osiągnąć, są bezpośrednie wydatki rządowe – inwestycje oraz zachęty inwestycyjne ukierunkowane na tworzenie miejsc pracy w obszarach, gdzie korzyści dla społeczeństwa będą największe.

Poza zmianą polityki rządowej, ścieżką dającą nadzieję na zrównoważoną i sprawiedliwą przyszłość są pojawiające się to tu to tam innowacyjne, alternatywne modele życia. Jednym z najbardziej niezwykłych, ale też niedocenionych fenomenów współczesności jest wielość i różnorodność innowacyjnych modeli lokalnej ekonomii: zrównoważone społeczności, “miasta przemiany” (przygotowujące się na przyszłość bez ropy), biznes dla dobra społecznego (który stawia dobro lokalnej społeczności oraz środowiska naturalnego ponad zyskami i wzrostem). Cudownym przykładem jest założona przez społeczność lokalną kooperatywa ‘Evergreen’ w Cleveland (USA). Gar Alperovitz uważa,  że państwo, programy rządowe, mogą być zaprojektowane w taki sposób, by wspierać rozwój społeczności, wspierać finansowo firmy, lokalne banki, projekty rewitalizacyjne budowane na bazie partnerstwa między organizacjami mieszkańców i samorządem, własnością pracowniczą i konsumencką, powinny one wspierać także lokalne waluty, banki czasu, przedsiębiorstwa komunalne i działalność non-profit w biznesie.

Nie tęsknijmy za wzrostem

Równolegle do zmian politycznych trzeba dokonać zmian w rozumieniu tradycyjnych wartości. W szczególności, czas przerwać spiralę galopującego konsumpcjonizmu. Wzrastają koszty środowiskowe i społeczne z tytułu realizowanego nadmiaru, ekstrawagancji i marnotrawstwa. Nawet nasze coraz to większe domy i parcele są stają się zbyt małe, by pomieścić wszystkie rzeczy, które gromadzimy. Przemysł magazynów typu self-storage  nie istniał aż do wczesnych lat 70, ale rozrósł się do takich rozmiarów, że obecnie w USA powierzchnia przechowalni osiąga wielkości Manhattanu i San Francisco razem wziętych. Cierpimy na chorobę nadmiaru i potrzebujemy szybkiego powrotu do zdrowia.

Na szczęście coraz więcej ludzi na pewnym etapie swojego życia zaczyna odczuwać, że ich energia życiowa nie jest kierowana tam, gdzie powinna. Zdają sobie nagle sprawę, że lekceważą rzeczy, które sprawiają, że życie naprawdę ma wartość. Badania wykazały, że 81 procent Amerykanów uważa, że ich społeczeństwo nazbyt koncentruje się na zakupach i wydawaniu pieniędzy, a 88 procent twierdzi, że-  jest nastawione zbyt materialistycznie.

Badania psychologiczne pokazują, że materializm jest toksyczny dla szczęścia, że większe przychody i więcej posiadanych rzeczy nie prowadzi do trwałego poczucia dobrostencji (well-being, dobrostencja) i satysfakcji ze swojego  życia. Co czyni nas szczęśliwymi, to ciepłe relacje osobiste z innymi ludźmi oraz dawanie raczej niż branie.

Zrównoważony rozwój ludzi, społeczności i przyrody musi być odtąd postrzegany jako podstawowy cel działalności gospodarczej, a nie jak dotąd – jedynie jako mile oczekiwany produkt uboczny gospodarki opartej na sukcesie wyłącznie rynkowym czy wzroście dla samego wzrostu; gospodarki dopuszczającej jedynie  minimalny poziom regulacji. 

Czego  potrzeba do przeprowadzenia takich zmian to przede wszystkim polityczna progresywna fuzja. Takie zjednoczenie postępowych ruchów powinno rozpocząć się od uzgodnienia wspólnej listy postulatów. Należałyby do nich: zaangażowanie na rzecz sprawiedliwości społecznej i ochrony środowiska, szukanie alternatyw dla konsumpcyjnego i komercyjnego stylu życia,  zdrowy sceptycyzm wobec wzrostomanii, demokratyczna redefinicja kierunków, w których społeczeństwo powinno wzrastać; sprzeciw przeciwko dominacji korporacji, a także redefinicja samej korporacji i jej celów, pro-demokratyczne reformy w zakresie finansowania kampanii wyborczej, samych wyborów, regulacji lobbyingu, etc. Na wspólnej liście postulatów znalazłby się także zestaw nowych wskaźników, wykraczających poza ograniczenia PKB, informujących o jakości życia. Zwykle otrzymujemy to, co mierzymy, powinniśmy wiec mierzyć to, co chcielibyśmy otrzymać.

Jeśli niektóre z pomysłów zaprezentowanych powyżej  wydają się dziś politycznie niewykonalne, poczekajmy na jutro. Wkrótce coraz więcej ludzi zda sobie sprawę, że zazwyczaj kiedy tworzy się coś zupełnie nowego czy odmiennego, to utopijna wizja wskazuje praktyczną drogę naprzód.

Wątpię, iż  żebyśmy w przyszłości tęsknili za naszym fetyszem wzrostu, gdy już powiemy mu “żegnaj”.

Tłumaczyli: Renek Książkiewicz, Joanna Gołębiewska

Autor opublikował ten artykuł w YES! Magazine. Zaadoptował na jego potrzeby przemówienie wygłoszone  w EF Schumacher  Society. Przedruk za zgodą redakcji YES! Magazine.

Podziel się opinią:
Pin Share

Comments

comments

About The Author

mm

Materiały redakcji Progg.

Related posts