Roger-Pol Droit poprzez swoją książkę '101 zabaw filozoficznych. Doświadczanie codzienności’ przywraca filozofię życiu. Wyrywa ją z naukowych łap garstki posiwiałych panów o długich brodach, mówiących tylko sobie znanym żargonem, i rozdaje ją garściami światu. Poprzez zestaw, czasami uroczych, czasami estetycznie odrzucających, ćwiczeń – zachwytów nad zmysłami, nad myślą, nad istnieniem – ukazuje istotę filozofii.
A leż, ależ – wraz z zanurzaniem się w ciepłą toń surrealistycznej zabawy – zaczynamy sobie zdawać sprawę z tego, że my to już skądś znamy. To uczucie zachwytu załamaniem światła na szklance wypełnionej wodą, tę radość z budzącego się dnia – jakby jutro nie istniało, ten przestrach dzwonkiem do drzwi – za którymi czai się nieznane… Bo w pewnym okresie naszego życia, co sekundę doświadczaliśmy codzienności. Bez żadnych ćwiczeń, sami z siebie, przepełnieni radością i ciekawością istnienia. W dzieciństwie. Nielicznym udało się przechować tę umiejętność, w małej szufladce pt. wyobraźnia i w życiu dorosłym. Ale u większości z nas proces socjalizacji stłamsił tę życiodajną umiejętność zachwytu.
Pora odkopać ją w sobie. Umacniać wraz z każdym ćwiczeniem zaproponowanym przez Droit’a. Aż dojść do poziomu perfekcji, gdzie zabawy filozoficzne będą nam się układać w głowie jedna po drugiej zupełnie naturalnie…
„Zabawa polega na tym, by wywołać maleńkie impulsy. Znaleźć coś do zrobienia, do powiedzenia, do wyjaśnienia. Drobiazg, który napełni nas zdumieniem, sprawi, że uświadomimy sobie zawiłości jakiejś sprawy. Chodzi o to, by stwarzać sobie zdarzonka – wyzwalacze, drobne impulsy. Bliskie konkretu igraszki.”
Kilka z nich:
Sprawić, by świat trwał 20 minut. Wyobrazić sobie, że nie ma przeszłości ani przyszłości. Że świat został stworzony kilka minut temu wraz z ruinami, zamczyskami. Nie było dinozaurów, antyku, średniowiecza. Wszystko, co znamy, powstało w ciągu minuty i po dwudziestu minutach zniknie jak bańka mydlana…
Zobaczyć gwiazdy na dole. Położyć się na łące pod rozgwieżdżonym niebem i wyobrazić sobie (ale czy tak nie jest w rzeczywistości), że to my jesteśmy u góry, a gwiazdy są pod nami…
Chodzić w ciemności. Poczuć, jak znany nam za dnia pokój, staje się nieznany w ciemności. Jak wszystkie przedmioty zmieniają swoje położenie, wymiary. Jak rzeczywistość ulega odkształceniu. Jak niewiele wiemy o naszym najbliższym otoczeniu…
Samotnie demonstrować. Bez transparentu. Bez okrzyków. Wewnętrznie. Tak, by nikt z mijających nas ludzi nawet nie zauważył, co robimy. Poczuć jak niewiele wiemy, co dzieje się w głowach spotykanych przez nas codziennie osób.
Wyzbyć się uczucia. Nie pozwolić sobie zagłębić się w uczucie. A gdy już w nim jesteśmy, wyjść z niego i z uwagą naukowca przyjrzeć się mu. Smutek, rozpacz, rozkosz… Czy należą do nas. Czy nasze ciała są częścią nas samych.
Poczuć wieczność… Marzyć o wszystkich miejscach na świecie… Wyobrazić sobie umieranie…
Jest to jedna z najbardziej rozkosznych książek, z którymi się zetknęłam. Otwierająca. Zachęcająca do zabawy. Rozbudzająca uważność i kreatywność. Budząca wewnętrzne dziecko i pielęgnująca najlepsze jego cechy. Bawiąca się chwilą. Iście chwilozoficzna…
Dla chcących się obudzić…
Roger-Pol Droit: 101 zabaw filozoficznych. Doświadczanie codzienności.