14. 12. 2024

Nowe artykuły:
Modele e-Demokracji, cz.D

Modele e-Demokracji, cz.D

Artykuł stanowi 4. część cyklu: 'Koniec demokracji przedstawicielskiej’. Tym razem na warsztat wziąłem koncepcje e-demokracji. W Polsce na jej temat albo w ogóle nie ma wiarygodnych informacji, albo są one bardzo przestarzałe. Tymczasem na świecie toczy się bardzo ożywiona dyskusja, w którym kierunku ją rozwijać i jakie mają być jej zasady. Wiele krajów już wprowadziło wiele ciekawych jej form, nie tworzą one jeszcze całkowicie nowej jakości politycznej, ale stanowią doskonały poligon nauki nowego rządzenia dla władz i dla społeczeństwa.

Z  e-demokracją (eD) mamy taki problem, że wielu o niej mówi, ale niewielu o niej wie więcej niż to, że jest ona jakoś powiązana z Internetem. Panuje więc w tej sprawie duży chaos. Problem częściowo wynika z tego, że nigdzie na świecie nie wdrożono dotąd jakiegoś całościowego modelu e-demokracji, a co najwyżej pewne jej elementy, które wspierają system demokracji przedstawicielskiej (DP).

Podstawowe pytanie, jakie powstaje w kontekście eD to: czy jest to tylko forma któregoś ze znanych modeli demokracji (DP, DB, DU, DD) wzbogacona o technologie informacyjno-komunikacyjne (information and communication technology ICT), czy jest to system, który tworzy nową jakość w rządzeniu? Innymi słowy, czy możemy sądzić, że wykorzystanie nowych mediów oraz upowszechnienie takich ich cech jak: szybka i tania transmisja danych, możliwość poziomej komunikacji poza kontrolą centrów decyzyjnych, udostępnianie danych i relacji z wydarzeń on-line itp mogą – przy pewnym nasileniu – doprowadzić do realizacji obietnicy, która od wieków zawarta jest w idei demokracji, mianowicie, iż będzie to system, w którym ludzie będą naprawdę współdecydować o najważniejszych sprawach, które ich dotyczą; w którym mądrzy i aktywni będą inicjować kierunki przemian, a ludzie mierni i samolubni będą szybko wykluczani z wpływu na decyzje dotyczące wszystkich.

Mówiąc prosto – osią sporu o eD jest pytanie: czy napędza ją rozwój technologii komunikacyjnych, który jest jednak zmianą typu taktycznego, tzn. nie tworzy ona żadnego nowego modelu demokracji, czy – przeciwnie – potencjał ten sprawia, że powstaje strategicznie nowa jakość, czyli nowy model polityczny.

Ze względu na ten spór możemy mówić o dwóch modelach jej pojmowania:

E-demokracja bezpośrednia (e-DB)

Model 1 eD – zapoczątkowany jeszcze w latach 70-tych na fali rozwoju telewizji kablowej (zwany czasami: „teledemokracją”). Zakłada, że urządzenia elektroniczne mogą najpierw uzupełnić formy systemu demokracji przedstawicielskiej o formy bezpośredniego udziału obywateli w wyrażaniu swojej woli. Ale – w ostateczności – mogą je zastąpić przez całkowite upowszechnienie e-głosowań czy e-referendów, które będzie można wykonywać nieomal w trybie ciągłym – przez telewizor, telefon, komputer itp. Ten model nazywany bywa dlatego demokracją „naciśnij guzik”.

Widzimy, że w tym modelu realizuje się ideał zwolenników demokracji bezpośredniej o łatwym i tanim sposobie stałego przekładania woli ludu na decyzje polityczne. Byłby to system podobny do notowań giełdy papierów wartościowych, której wyniki są na właściwych portalach pokazywane on-line, inwestorzy mogą zatem podejmować swoje decyzje także w podobnym trybie. W przypadku procesu politycznego można sobie wyobrazić portal, który podaje zestaw spraw, które trzeba załatwić oraz przeprowadzający głosowania nad nimi – i każdy, kto ma w danej chwili czas i ochotę, głosuje. Decyzje są zobowiązujące dla wąskiej grupy polityków – wdrażających podjęte decyzje (egzekutywa, administracja). Byłby to system elektronicznej demokracji bezpośredniej (eDB).

W tym nurcie jest propozycja z Danii dotycząca powołania, obok parlamentu, izby elektronicznej. Pomysł ten wziął się z przekonania, że parlament nie jest w pełni reprezentatywny (występuje w nim nadreprezentacja mężczyzn z zawodów inteligenckich i z wysokimi dochodami), dlatego projektowana izba elektroniczna składałaby się z 70 tys. obywateli dobieranych losowo, ale wymieniających się na zasadzie rotacji, którzy dzięki elektronicznemu systemowi połączeń wypowiadaliby się w tych samych kwestiach, co politycy. Gdy rezultat ich głosowania byłby zgodny z opinią parlamentarnej większości, uchwała zgromadzenia ustawodawczego byłaby zatwierdzona. Taką izbę elektroniczną nazwano „mini-Danią„.

Najbardziej znanym i ciekawym przykładem partii politycznej opowiadającej się za eDB jest szwedzka Aktivdemokrati. Partia ta proponuje swoim członkom zasadę anonimowego głosowania (na forach wiki) nad kierunkami aktywności partii oraz jej stanowiska w różnych sprawach. Władze partii pełnia tylko regulacyjną rolę i mogą być w każdej chwili odwołane.

Formy demokracji eDB:

  • e-kampanie wyborcze;
  • Informowanie o działalności partii, posłów na stronach www;
  • śledzenie aktywności posłów poprzez specjalne portale typu watchdog;
  • alerty o głosowaniach / stanowiskach posłów – wysyłane na e-maile / sms’y;
  • udostępnianie zapisów z dyskusji parlamentarnych, w komisjach itp;
  • e-głosowanie;
  • e-referendum;
  • badania opinii on-line.

Zarzuty wobec eDB

Najczęściej pojawiającym się zarzutem wobec eDB jest straszna wizja systemu politycznego, który mógłby powstać jako wynik zjednoczenia populizmu ze strony polityków z radykalną niekompetencją i myśleniem przez pryzmat chwilowych impulsów wyborców (a możliwość ta wzrasta niepomiernie w sytuacji typu „naciśnij guzik”). Trzeba poważnie wziąć pod uwagę możliwość, że gdyby ludzie mogli w każdej chwili głosować w formie plebiscytowej za danymi rozwiązaniami, z pewnością znalazłaby się szybko grupa polityków, która – chcąc przypodobać się wyborcom – gotowa byłaby przenosić  chwilowe nastroje ludzi na stanowiska decyzyjne. A spora część ludzi – nauczona wybierać muzykę, filmy, produkty w e-sklepach itp. w systemie permanentnej e-dostępności, na podstawie chwilowych impulsów (reklama, sms’y, propaganda, itp) – te same impulsy przenosiłaby zapewne na decyzje polityczne. Nastąpiłoby negatywne sprzężenie zwrotne: ludzie  – nie zaangażowani w debatę o konsekwencjach poszczególnych stanowisk, nie świadomi skutków decyzji – głosowaliby na najprostsze, doraźnie dobre rozwiązania, a populistyczna klasa polityczna schlebiałaby tym często bezmyślnym decyzjom. Można sobie wyobrazić, że politycy przyszłości pełniliby – w jeszcze większym stopniu niż dzisiaj – rolę uczestników teleturniejów w TV, w których w czasie rzeczywistym odnosiliby się do zarzutów lub pochwał formułowanych przez telewidzów.

e-Demokracja uczestnicząca (e-DU)

Aby zapobiegać problemom, które powstają przy okazji eDB, obecnie dominuje w literaturze światowej nastawienie na promowanie modelu 2 eD.

Model 2 – model ten odpowiada – dominującemu współcześnie – bardziej zaawansowanemu pojmowaniu demokracji w ogóle, co przekłada się na inne niż w eDB, głębsze rozumienie e-demokracji. Zakłada się tu, że o jakości procesu decyzyjnego nie stanowi tylko radykalne poszerzenie możliwości e-głosowania czy e-referendów w różnych sprawach, które może przejawić się kompulsywnym przyciskaniem guzika przed ekranem telewizora czy komputera.

Prawdziwy przełom, który eD stanowi, to dostarczanie tanich i efektywnych narzędzi, które mogą naprawdę zaktywizować obywateli do głębokiego zaangażowania się w uczestnictwo w wypracowywaniu decyzji politycznych (e-deliberacja, e-partycypacja), które następnie będą przekładały się na mądrzejszy, oparty na szerszym konsensusie, system rządzenia. Innymi słowy, istotą użycia ICT jest masowe udostępnienie mediów/platform, dzięki którym możliwe będzie: radykalne udoskonalenie społecznych form uczestniczenia w życiu politycznym. Tworzenie zwykłych lub wirtualnych grup społecznych może stanowić prawdziwą osnowę sieciowej organizacji społeczeństwa (netarchii), a w sferze politycznej być przeciwwagą dla partyjno-przedstawicielskiej formy sprawowania władzy.

Jeżeli eD ma być ważnym novum w rozwoju społeczeństw, to musimy przyjąć, że NIE CHODZI w niej tylko o udostępnianie informacji przez agendy rządowe, czy nawet umożliwianie przeprowadzenia e-referendum nad (przygotowanymi przez elity rządzące) określonymi pytaniami. To tylko nieznacznie naruszałoby obecny system (niereprezentatywnego i pełnego patologii) sprawowania władzy. Prawdziwą zmiana, jaką eD musi przynieść polega na decentralizacji społeczeństwa, które będzie się organizować według własnych preferencji i interesów (czyli sieciowo), negocjując między sobą – częściowo w ogóle poza jurysdykcją jakiejkolwiek władzy – formy współżycia i współpracy. (Wątek ten omówię szerzej w części E mojego cyklu).

Na tym gruncie możemy zdefiniować e-demokrację jako system polityczny, oparty na wykorzystaniu technologii informacyjnych i komunikacyjnych, w którym ogół aktorów społecznych uczestniczących w procesach politycznych (rząd, wybieralni przedstawiciele, media, organizacje polityczne i pozarządowe, obywatele / wyborcy, itp.) – na podstawie jawnych i jasnych zasad  regulujących wzajemne stosunki między nimi – wypracowuje i wciela w życie prawa i decyzje polityczne, w perspektywie dobra wspólnego.

W stosunku do problemów płynących z zasad DP i DB Coleman[1] wysunął ciekawą propozycję. Mianowicie, aby – dzięki technologii ICT – przezwyciężyć model pośredniej reprezentacji, obecny w DP oraz bezpośredniego decydowania przez wszystkich, obecny w modelu DB i wprowadzić model „bezpośredniej reprezentacji”.  Bezpośrednia reprezentacja byłaby praktykowana dzięki nowym aplikacjom ICT. Aplikacje te pozwalałyby na zaangażowanie się w proces wypracowywania decyzji praktycznie nieograniczonej liczbie uczestników poprzez pogłębioną e-deliberację (zarówno między samymi obywatelami, jak i między obywatelami a przedstawicielami). W tym nowym modelu chodziłoby więc o bardzo bliski kontakt między reprezentantem (politykiem) a jego wyborcami, tzn. o stałą, aktywną dwukierunkową komunikację (np. w typie web 2.0) między obydwoma stronami procesu decyzyjnego. Miałoby to same zalety: reprezentant dysponowałby nadal tzw. wolnym głosem (tzn. nie związanym instrukcjami wyborcy), ale zarazem byłby pod stałym naciskiem / kontrolą wyborcy, więc klasa polityczna nie alienowałaby się, jak to ma miejsce obecnie. Zarazem jednak przedstawiciele uzyskiwaliby wciąż ewoluującą mozaikę ludzkich opinii, dążeń, problemów, co pozwalałoby im na korekty ich stanowiska. Summa summarum, powstałaby przestrzeń do koniecznej dyskusji między obiema stronami, co miałoby szansę oprzeć relacje między stronami na racjonalnych podstawach oraz na równowadze sił i znaczenia.

Widzimy, że naczelną rolę w eD, w modelu 2 (eDU) pełni e-partycypacja. Najogólniej mówiąc : zakłada ona ponowne połączenie zwykłych ludzi z procesami politycznymi, dzięki czemu będą mogli łatwo rozumieć wyzwania, przed którymi stoi społeczeństwo oraz wpływać na proces wypracowywania najlepszych decyzji, rzecz jasna za pośrednictwem nowoczesnego oprogramowania ICT i web 2.0 (a w przyszłości web 3.0). Trzeba podkreślić, że na świecie obecnie trwają intensywne prace nad masowymi systemami decyzyjnymi (tzw. decision-making systems DMS – omówię je w części E mojego cyklu). Istnieją już w pełni funkcjonalne wersje testowe, np. na uniwersytetach Florydy i Brisbane. Dzięki temu możemy dzisiaj zakładać, że partycypacja może dotyczyć zarówno współpracy z decydentami na poziomie lokalnym, jak też udziału w kształtowaniu decyzji politycznych na poziomie ogólnonarodowym oraz współpracy z administracją (koncepcja e-governemnt, e-governance[2]). W przeciwieństwie do DU i DD, tutaj – odległość geograficzna nie jest już przeszkodą, aby osobiście się angażować w tworzenie rozwiązań.

W literaturze światowej wyróżnia się trzy główne modele e-partycypacji:

  • udział jednokierunkowy, tzn. przekazywanie informacji z rządu do obywatela, w postaci np. sprawozdań dostępnych na stronach www, wg zasad otwartego rządu (rządu 2.0 – ten temat omówię w osobnym artykule).
  • udział dwukierunkowy, tzn. konsultacje z obywatelami (często niezobowiązujący władze), np. w postaci dyskusji na forach rządowych, powstawania grup fokusowych czy grup doradczych dla danych problemów.
  • udział aktywny dwukierunkowy, tzn. aktywna partycypacja obywateli w procesach wypracowywania decyzji. Wchodzą tu w rachubę takie formy partycypacji jak: masowe e-konsultacje, wyłaniające decyzje zobowiązujące dla rządu, e-sądy obywatelskie, e-konferencje konsensusowe itp.

Rzecz jasna, prawdziwe znaczenie ma ostatni z tych modeli. Tylko w nim obywatele mogą partycypować w realnych decyzjach, które ich dotyczą w otwarty, inkluzyjny sposób. Tylko ten model jest w stanie – przy nasileniu uczestnictwa obywateli – doprowadzić do rozwoju modelu społeczeństwa netarchicznego oraz powstaniu nowej jakości politycznej. Określam go jako e-demokracja uczestnicząca (eDU).

Formy demokracji w Modelu 2 (eDU):

  • Współpraca obywateli nad powstawaniem oddolnych inicjatyw (np. za pomocą narzędzi wiki, sieci społecznościowych), kończących się np. e-petycjami;
  • e-spotkania z kandydatami na przedstawicieli, na bazie zasad „smart voting”;
  • e-deliberacje (e-debaty) na specjalnym portalu, za pomocą zaawansowanej aplikacji;
  • dynamiczne monitorowanie informacji – dostarczanie wszelkich danych o toczących się procesach politycznych;
  • e-doradztwo – pomoc prawna i merytoryczna w formułowaniu postulatów;
  • e-petycje – wraz z możliwością: debaty między inicjatorami petycji oraz ją wspierającymi, głosowaniem nad poszczególnymi punktami oraz proponowaniem nowych zapisów (zob. przykład szkocki)

Reasumując, mamy dzisiaj dwa główne modele pojmowanie e-demokracji. Model 1 – który zakłada rozwój narzędzi ICT w kierunku umożliwienia e-demokracji bezpośredniej (eDB) oraz Model 2, który akcentuje e-partycypację prowadzącą do modelu e-demokracji uczestniczącej (eDU). Cała moja argumentacja szła w kierunku pokazania, że mimo, że pewne elementy eDB moją sens i powinny być wykorzystane w nowym modelu demokracji sieciowej (który przedstawię w części E mojego cyklu), to jako całość – model ten zbyt upraszcza problemy podejmowania decyzji politycznych i jako taki jest nieadekwatny do dzisiejszych wymagań społecznych. Tymczasem narzędzia web 2.0 oraz cały świat portali społecznościowych, z Wikipedią na czele, pokazuje dobitnie, że miliony użytkowników mogą razem tworzyć wartościowe treści za pomocą e-narzędzi.

Ta forma zbiorowego wysiłku jest w stanie przełamać odwieczny problem demokracji polegający na tym, że dotąd tylko małe grupy były w stanie prowadzić pogłębione debaty, w wyniku których powstawały racjonalne rozwiązania, natomiast masy skazane były (są wciąż) na głosowanie na odgórnie podane (przez elity polityczne) rozwiązania. Współczesne rozwiązania – w zakresie grupowania i strukturalizowania informacji, metodologii masowej współpracy (deliberacji) i masowego podejmowania decyzji web 2.0 i DMS, a także możliwość dostępu do otwartych rządowych i innych baz danych – sprawiają, że eDU przezwycięża te problemy, otwierając drogę do stworzenia nowej jakości w zakresie samo-rządzenia się społeczeństwa. 

[1] Coleman, S. (2005). The lonely citizen: Indirect representation in an age of networks.

[2] koncepcje te omówię w jednym z kolejnych artykułów

Podziel się opinią:
Pin Share

Comments

comments

About The Author

Innowator. Ukończył studia na Wydziale Filozoficznym KUL; stypendysta u prof. Leszka Kołakowskiego na University of Oxford. Ukończył także studia podyplomowe: Zarządzanie Finansami i Inwestycje Finansowe na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu oraz Public Relations w Wyższej Szkole Bankowej we Wrocławiu. Zajmuje się filozofią miasta, architektury (w ramach think-tanku BioCity Project) oraz trendami rozwojowymi w kulturze i cywilizacji, prowadzącymi do zmiany panujących paradygmatów. Także właściciel innowacyjnej agencji konsultingu terytorialnego: Metamorphosis Innova City. W jej ramach zaprojektował i wdrożył kilkanaście innowacyjnych marek i strategii terytorialnych dla wielu polskich miast, w oparciu o zasady zrównoważonego rozwoju i deliberacji społecznej. Współzarządzający Fundacją Nowej Kultury. Redaktor portalu progg.eu Napisz do mnie

Related posts

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *