Myśląc o sytuacji w naszym kraju po tragedii smoleńskiej, nie mogę się oderwać od próby zrozumienia jej przez pryzmat koncepcji „zaprzeczania śmierci”, wywiedzionej z prac Ernesta Beckera. W jej świetle „mit smoleński” okazuje się grą znacznie bardziej poważną, niż tylko bieżące sprawy polityczne.
Podstawy antropologii Ernsta Beckera
Śmierć jest najpotężniejszym wyzwaniem, z jakim ludzie i społeczności muszą się w życiu zmierzyć. Człowiek musi stosować jakąś strategię „zaprzeczania śmierci”, bowiem to jest warunkiem jego normalnego funkcjonowania w świecie. Podstawowym „wynalazkiem” ludzkim w tym zakresie jest kultura (cywilizacja), a szczególnie jej aspekt symboliczny. Chodzi bowiem o to, że człowiek czuje, że jego fizyczne ciało jest bardzo wątłe, narażone na wiele śmiertelnych niebezpieczeństw (przypominają o tym szczególnie dramatyczne wydarzenia – przypominające o śmierci). Tymczasem symbole zdają się wieczne, niezniszczalne. Cała więc „strategia nieśmiertelności” polega na tym, aby odnieść „symboliczne ja” do sfery wiecznych symboli (a nie ma mocniejszego symbolu, niż „naród”, „państwo”, bóg”) – to pozwoli, choć w pewnym zakresie, poczuć spokój. Innymi słowy: chodzi o podmianę „fizycznego ja” przez „ja symboliczne” (Becker tą strategię nazywa: „strategią heroiczną”) – to podstawowa ludzka strategia przetrwania.
Z badań w zakresie psychologii społecznej wynika, że tym, co mogłoby zakłócić działanie naszego porządku symboli – jest inny (obcy) porządek symboli. Dlatego bronimy naszego porządku tym mocniej, im bardziej pamiętamy o naszej śmiertelności, czyli czujemy realne zagrożenie śmiercią. W ramach tej obrony porządku symbolicznego (własnej kultury) ludzie są gotowi ignorować inne porządki, szydzić z ich wyznawców, a nawet – w pewnych okolicznościach – zabijać. Sprowadza się to do tego, że w ramach obrony naszego porządku zaprzeczania śmierci – jesteśmy gotowi, bardziej lub mniej radykalnie, zwalczać inne porządki zaprzeczania śmierci. Do tego sprowadza się większość międzyludzkich konfliktów – wojny, agresja, ale także: bigoteria, nacjonalizm, czy rasizm. Na tym (bardzo pobieżnie) zrekonstruowanym tle myśli Beckera, zastanówmy się jak się to ma do naszej obecnej sytuacji?
Moja interpretacja katstrofy smoleńskiej w świetle koncepcji Beckera.
Spora część Polaków przeżyła prawdziwą traumę z powodu tragedii smoleńskiej. Ich śmiertelność stanęła przed nimi z całą mocą. Dodatkowo, w świadomości wielu ludzi, nieszczęśliwy wypadek podczas sprawowania obowiązków służbowych, z racji fizycznej bliskości i celu podróży – złączył się z tragedią inteligencji polskiej w Katyniu. Próbując sobie jakoś poradzić z szokiem tak brutalnie przywołanej śmiertelności, nieświadomie, powtórzyli wszystkie tropy myśli Beckera. W obliczu szoku – odwołali się do podświadomego porządku symbolicznego, który musi spełnić rolę swoistego gwaranta nieśmiertelności – narzędzia strategii zaprzeczania śmierci. Porządkiem tym jest martyrologiczna wizja Polski, połączona z ludową wersją chrześcijaństwa.
Wizja ta zakłada, że najwyższą wartością społeczną jest ofiara i cierpienie za Polskę (pojmowaną w porządku symbolicznym). Każdy, kto ginie za Polskę (lub wygląda na to, że za nią ginie), niezależnie od realnego dorobku życiowego, czy osobowości, staje się bohaterem. Jaka jest rola bohatera? Bohater przez sam fakt swojej śmierci za symbolicznie pojmowaną „polską sprawę” – staje się strażnikiem jej symbolicznego bytu, ożywia ją. Często tak symbolicznie pojmowaną Polskę (która bytuje poza realiami zwykłego funkcjonowania państwa) nazywa się „Najjaśniejszą Rzeczpospolitą”.
„Najjaśniejsza Rzeczypospolita” jest polskim „narzędziem” zaprzeczania śmierci. Z tej perspektywy – myśli wyznawca martyrologicznej wizji polskości (tanato-narodowiec) – może i my sami jesteśmy śmiertelni, ale istnieją rzeczy „większe”: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, dzięki odniesieniu do nich zachowujemy istnienie, bo w nich partycypujemy. I w tym kontekście, bohaterowie ożywiając swoją ofiarą z życia istnienie mitycznej Polski – „Najjaśniejszej Rzeczpospolitej” – gwarantują nam pewną formę nieśmiertelności.
Jasne jest zatem, że aby ich uczcić pomijamy ich realne życie (dorobek, osiągnięcia), bo sama ich bohaterska (lub na taką wyglądająca) śmierć – przenosi ich do porządku mitycznego (a w nim realia życia nie mają żadnego znaczenia).
Aby ich uczcić trzeba nawet stać 13 godzin w kolejce, aby tylko zbliżyć się do ich „majestatu”, symbolicznego halo, które zdaje się ich otaczać. Tacy bohaterowie zasługują także, aby przyoblec ich innymi symbolami, np. gdy połączy się ich z symbolami narodowej szlachetności, królewskości; gdy wprowadzi się ich do panteonu narodowego (Wawel). Tworzy się wtedy sieć symboliczna, której moc jeszcze bardziej wzrasta (symbole wymieniają bowiem wtedy swoje jawne i ukryte znaczenia). Ale jeszcze bardziej ich czcimy, gdy zwalczamy wrogów, którzy nie podzielają naszego zapatrywania na role bohatera, czy wizję „Najjaśniejszej Rzeczypospolite” (tanatologiczny mesjanizm) (najgorzej jak Ci źli ludzie pojmują Polskę jako realnie istniejący kraj, w którym toczą się realne sprawy! Nazywa się to „zdradą ideałów narodowych”). Jest jasne, że zwalczając wrogą – walczymy o zabezpieczenie naszej nieśmiertelności. Sprawa więc toczy się o najwyższą stawkę. W wielu krajach, po takim szoku z powodu naruszenia symbolicznych podstaw pojmowania świata, ludzie przeszli do mordowania tych, którzy te symbole zniszczyli, np. USA po 11.09 – zaczęła mordować Irakijczyków i Afgańczyków (niejako w zastępstwie nieuchwytnych „terrorystów”), czy w konflikcie Palestyńczyków i Izraela. Działa tu mechanizm, który naukowo potwierdzili następcy Beckera (np. prof. Solomon, Sam Keen, Robert J. Lifton, Irvin Yalom, Merlyn Mowrey, Daniel Liechty). Gdy zaproszono na badania dwie grupy studentów, i jednej w ankiecie przypomniano o ich śmierci, a drugiej nie – ta pierwsza była skłonna do nieporównanie większej agresywności wobec wyznawców innej wiary, niż przedstawiciele grupy drugiej.
Reasumując. Nasza śmiertelność to naprawdę poważna sprawa, z którą tak naprawdę słabo sobie radzimy.
Jesteśmy gotowi przyznawać realność najwymyślniejszym symbolom ponad realnością naszego własnego, konkretnego życia – przy tym, im więcej mamy współwyznawców naszej wiary – tym mocniej czujemy, że się nie mylimy! Innymi słowy, możemy popadać w najbardziej absurdalne iluzje, byleby tylko zabezpieczać nadzieję na jakąś formę nieśmiertelności.
Z tej perspektywy jest jasne, że Prezydent Kaczyński dla zwolennika mitologii narodowej w chwili śmierci, która ujawniła taką przerażającą otchłań ich śmiertelności – od razu przeszedł w byt symboliczny. Przybrał figurę bohatera narodowego, odnawiającego byt ponadczasowej (chciałoby się wierzyć: wiecznej!) „Najjaśniejszej Rzeczpospolitej”. I jako taki, stał się zwornikiem dla całego, pogrążonego w żałobie (czytaj: w trwodze przed śmiercią) Narodu. I tak akt arcypolskiego rytuału narodowego znowu się rozegrał, i, dzięki temu, symboliczny porządek rzeczy został cudownie odnowiony – a to sprawia, że „mamy życie wieczne” (tanato-mesjanizm)!
Artykuł bardzo zajmujacy choc z paroma kwestiami bym polemizował, ale dopiero poprzemysleniu. Tu dodam cos pozornie nie na temat. Otóz strategia niesmiertelnosci zalezeć bedzie niewatpliwie takze od sposobu edukowania głównie młodzieży , przede wszystkim w dziedzinie historii, tam bowiem zapisane sa wszelkie zgubne jak i zbawienne traumy zbiorowości zwanej narodem. Stąd niezmiernie instruktywne jest w tej materii, iż w polskim , „żreformowanym” w duchu polityki historycznej, systemie edukacji nauczanie historii kończy sie po trzech latach gimnazjum na pierwszej wojnie światowe. Czyli praktycznie – w ciągu tych trzech lat młodzięż uczona jest okresu rozbiorowego, traumy utraty niepodleglości i martyrologii wolnościowej. Wtedy więc też nabywa odruchów myslenia spiskowego, myslenia symbolami, hipostazami historycznymi, „umiejetnoiści” poszukiwania i rozpoznawania wrogów narodu, boga i ojczyzny kodując w niewyrobionych krytycznie umysłach wartości, cele i interesy pochodzące z epoki dawno minionej. Okres liceum niczego tu nie zmienia, albowiem tzw. podstawa programowa blokuje niemal całkowicie mozliwośc zapoznania sie z historią końca XX-go w.
Do zycia spolecznego wkraczaja więć ludzie własciwie uksztaltowani ahistorycznie , bez perspektywy intelektualnej pozwalająćej objąć umysłem zmianę uwarunkowań. I tu dopadają ich na dobre politycy…..
Panie Andrzeju. Dziękuję za ciekawe uwagi, z którymi zasadniczo się zgadzam. One jednak nie odnoszą się do mojego tekstu. Koncepcja Beckera „zaprzeczenia śmierci” nie ma wiele wspólnego z nauczaniem historii. Myślę, że jest to mechanizm najgłębiej egzystencjalny, pewien sposób na poradzenie sobie z naszą śmiertelnością („skandal śmiertelności”). W tym wypadku mit smoleński okazuje sie narzędziem dla ugruntowania najgłebszych przejawów osobowej tożsamości, tzn. dla ludzi, którzy nie sa w stanie w sobie dostrzec źródeł swojej tożsamości, najczęściej taką sferą usensawniającą jest sfera „życia narodu”. A jego reprezentantem są symbole narodowe. Upadek tych symboli oznacza upadek ich osobowej tożsamości; a to oznacza brak szansy na jakiekolwiek poradzenie sobie z własną absurdalną śmiertelnością, czyli przetrwanie choćby w sferze wiecznego „życia narodu”. Moim zdaniem zatem, tego typu mit jest politycznie nie do zwalczenia, dotyka bowiem porządku znacznie bardziej pierwotnego, sfery fundamentalnej dla istnienia ludzi, którzy go wyznają.